Ciszej i ciemniej. Wciąż i wciąż.
Rzeczy obędą się beze mnie.
Krzyczy w środku, tak, żeby nie bolało,
a boli. Zaciskam powieki.
Tak już zostaną jak legły,
w bezsilnej chwili rzucone kamienie,
tak między nimi wystrzelą osty i pokrzywy.
W powietrzu jest jakiś brak powietrza
i we mnie aboslutny brak miejsca,
w którym mógłbym się położyć
i usnąć.
[display_podcast]
Każdego czasem dopada deprecha, tylko nie każdy potrafi tak wymownie ująć ten stan w słowa. Chcemy żyć a nie istnieć…