Oddaliśmy w niewolę nasz stoicki spokój,
nieleczony rozsądek ma się co raz gorzej.
Wciąż uogólniamy co tylko możliwe:
małe nieszczęścia, nieduże tragedie.
A kiedy przychodzi koniec świata
– bo to zawsze jest koniec świata –
potrafimy mimo wszystko tak pięknie
współczuć.
Potem się podnosimy – raz wolniej,
raz szybciej – po cudzych upadkach.
Jeśli o nas chodzi – w tych przypadkach
walą się w gruzy nieba i nawet
dziewczyny ze wsi Karyai tego nie udźwigną.