Świat się skurczył do kamienia.
Bez glonów, bez mchów, bakterii, czy wirusów
spełnienia.
Zalega we mnie jak kłoda,
jak lodowata woda,
ścina się w lód, w zimne igrzysko
zatracenia.
Lecę, raczej spadam, opadam, tonę.
Jeszcze pęcherzyki, jeszcze chmury nad wodą,
za mętną taflą dłoni –
to, co mnie dotyka,
to szum, niskie tony burz,
chwil, które nie chcą minąć,
lecz zginą
z ostatnim pod powierzchnią metrem.
Miałeś zniknąć. Martwiłam się, że tak się stanie; że będzie mi brakowało Twoich smutnych słów.
Julia napisała, że Twoje słowa uwodzą- to prawda i cieszę się, że nadal to robisz:)
Chyba wielu z nas jest smutno, to się chyba niebawem zmieni, jak stopnieje ten okropny lód i zakwitną krokusy….wszystkim życzę wiosny 🙂
…a wiersz, jak zwykle smutny i piękny…