Wyrosły nam dzieci, posiwiały włosy,
sny nam się skróciły, wydłużyły troski.
Co było jasne już tak nie jaśnieje,
mroczne rzeczy nie skupiają tak bardzo uwagi.
Także smaki już nam nie smakują,
w dźwiękach nie słyszymy żadnego zachwytu,
z pierwszych spraw ostatecznych
coraz bliżej grobom. Ogólnie, rzec można,
poszarzałe oczy choć widzą więcej,
to mniej je już dziwi, a rozum doświadczony
coraz bardziej nie godzi się na świat.
Słońce świeci jak dawniej. My zrywamy wiśnie
z drzewa, które cudem jakimś ocalało
z remanentów przestrzennych i tych w tobie,
we mnie. Gdyby je ściąć, to w słojach
całe nasze życie, a reszta to pestka.