Refleksy

To się dzieje na moich oczach. Nie z tego światła rzeczy.
Ci, którzy odeszli, teraz tworzą szpaler.
Środkiem idzie całe jego życie.
Zatrzymuje się na chwilę, uważnie obserwuje
zatroskane twarze.
Refleksy rozkładają się po równo na teraz i nigdy.
On jak kamyk puszczony płasko po wodzie
odbija się raz, drugi.
Trzeci skok już bliższy – niewiele zostało.

Jeszcze oddechem krótkim w ten najdłuższy dzień
wnika, wtapia się w niego, jeszcze cień ręki na ścianie
wyciągnięty w stronę innych cieni,
jeszcze oczy zamknięte, bezwładne czekanie.

Wkrótce się otworzy. Pójdą wszyscy razem
i albo wsiądą do łodzi, którą popłyną,
albo nie wsiądą, nie odejdą, jedynie przeminą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *