Tadeusz Borowski
Po przeżyciu obozowych traum, zastanawiał się, czy wypada i można jeszcze pisać o ukwieconych łąkach i przeczystych nieboskłonach. Czy drwiący śmiech pokoleń nie zagłuszy aby szczebiotliwych zachwytów, a późnym wnukom nie zostanie ani wiersz, ani proza, tylko kawał powroza?
Po obserwacji z okien swojego mieszkania wstrząsających scen likwidacji warszawskiego getta, po doświadczeniach związanych z przetrwaniem oświęcimskiego piekła, nie mógł zdobyć się na opisywanie własnych wrażeń w sposób patetyczny. Nie potrafił wykrzesać z siebie krzykliwych, pełnych oburzenia tonów.
Uważał, iż język ludzki jest za ubogi, zanadto nieprzygotowany do wyrażania słów ilustrujących tak drastyczne doznania. Sądził, że nie ma w nim odpowiednich określeń; żaden przymiotnik, żadna ocena, żadne nagany, potępienia, czy moralizatorskie oceny nie oddałyby grozy tamtych dni. Wszystkie były zbyt słabe wobec tych tragedii, bo człowiek przekraczający bramy hitlerowskiego Hadesu, stawał się człowiekiem przemielonym przez obozowe wymogi. Obdartym z jakichkolwiek złudzeń co do czekającego go losu. Pogodzonym z nim, gdyż dopasowanym do okoliczności.
Taki stan ducha więźnia przemielonego przez obóz, nazywał zlagrowaniem; by przetrwać, trzeba mu przywyknąć do odmiennej rzeczywistości. Beznamiętnie reagować na śmierć i upodlenie. Dlatego, pisząc o życiu obozowym, nie bełkotał w stylu olaboga.
Przedstawiał fakty bez wdawania się w stereotypowe spazmy. Tropem identycznym, jedynie trafnym przy mówieniu o niewyobrażalnych zbrodniach, poszła Nałkowska w Medalionach. Gdyż milczenie, brak histerii, lamentów i załamywania rąk mocniej przemawia do ludzkich serc, niż przybieranie histerycznych póz.
*
Są artyści o maratońskim dochodzeniu do mistrzostwa. I są twórcy doskonali już w wieku nieopierzonym. Borowski żył 29 lat. Przemknął przez czas, jak błyskawica. Ledwie zajaśniał, a już ogarnął go mrok.
Poeta, prozaik, człowiek doszczętnie wrażliwy, po wojennych traumach zafascynowany rodzącym się państwem społecznej sprawiedliwości, wstępuje w szeregi komunistów. Ulega kuszącym wizjom ustroju o czerwonej barwie, ponieważ daje się zauroczyć pacyfistycznym klekotom.
Nie on jeden został wystawiony rufą do wiatru. Podsumowanie okresu wiary w komunistyczne slogany znaleźć można w tomie opowiadań Kamienny świat.
W gronie początkowych entuzjastów zamordystycznego systemu, znaleźć można Szymborską, Kapuścińskiego, Miłosza. O komunizm otarł się również Kołakowski, ale że w trakcie psychicznej fermentacji wyrasta człowiekowi narośl nazywana trzecim okiem lub zdrowym rozsądkiem, ówże rozsądek nakazał mu wycofać się z głupoty.
*
Borowski, oprócz bycia wrażliwcem, wyznawał poglądy zbliżone do katastrofizmu, a on nie zezwalał na huraoptymizm. Według jego mniemań, świat skazał się na zagładę i tyko kwestią czasu jest, kiedy człekopodobne stwory wyekspediują go do piachu.
Obozowa gehenna to potwierdziła. Ludzie, o których naiwnie myślał, że przestaną być po nich mordercami, zawiedli go, rozczarowali, pozbawili złudzeń i nie wyciągnęli wniosków z wojny. Obserwował, jak zgnilizna nieczułości przenika do ich krwi.
Dać im szansę na opamiętanie, sterczeć w bezsensownej nadziei na cud, na życie wolne od wolności, życie oskubane z fałszu i zakłamania, wyzwolone ze strachu i bezustannych spodziewań cię śmierci, odpowiadało mu nie za bardzo. Wolał więc odkręcić kurek z gazem.
Słomiana pamięć
Okazało się, że ludzie są nadal odporni na wyciąganie wniosków z bolesnych doświadczeń. I choć po wojnie wydano międzynarodowy krzyk pod wezwaniem NIGDY WIĘCEJ, to krzyk ten trwał krótko, pospiesznie i na odpierdol.
Hasło NIGDY WIĘCEJ (np. faszyzmu) przeminęło razem z ofiarami. Bo po ekspresowych chwilach zadumy, frazes ów przepadł w tumulcie codziennych rozrywek. W hedonistycznych łoskotach tryumfalizmu. Bo gloryfikatorzy bezrefleksyjnego życia na słodko, upojnie i zabawowo, zwyciężyli zwolenników wyciągania wniosków.
Nic to, że były spalarnie ludzkich ciał i pełną parą odchodziło wyrzynanie całych narodów. Zaraz po odtrąbieniu końca wojny, zaraz po dziejowych okrucieństwach, do głosu dorwali się zmęczeni koszmarnymi widokami, a ich głównym pragnieniem było zapomnieć. I pisali o kwiatkach, i tworzyli komedie.
Efekt? Wesołość wżarła się w potoczną jaźń. Dzisiejsza wiedza poszła w las, a o czasach pogardy jest jej znikomo. Dzięki temu zalęgło się (nie tylko w naszym kraju) robactwo nonszalancji. Życia bez celu i sensu. Z dnia na dzień.
Na darmo więc pisarze trudzili się opisywaniem zagłady Żydów i ukraińskiego głodu. Na próżno układali te swoje dramaty i sprawozdania z niedoli. Niepotrzebnie biadolili o wyniszczeniach całych nacji. Bez sensu wbijali w sybaryckie czerepy swoje humanistyczne wołania o zbrodniach uczynionych ludziom przez ludzi; Nałkowska, Krall i Grudziński zostali uhonorowani zapomnieniem.
Powstanie Warszawskie, Getto, Katyń, to, czy tamto ludobójstwo, zmartwychwstawały na ułamek chwili, okazjonalnie, w rocznicowe dni namaszczone celebrą i świętymi olejami wspomnień.
Co prawda mówi się jeszcze o tych wydarzeniach, ale odkurzało się je tylko przy okazji pompy. Hucznie, od wielkiego dzwonu, w petardowej i fajerwerkowej atmosferze powszechnego zbratania, odbywają się masowe pielgrzymki i procesje do miejsc kaźni. Prowadzone są akademie ku czci. Powołuje się do życia orgie miłości do ocalałych i zdawkowe płacze na cześć nieżywych ofiar.
*
Koleiny raz naiwny Zachód przesypia moment, gdy ma do czynienia z jajem dinozaura. Niewykluta zapowiedź przedpotopowego zwierzątka wzbudza w nim obsesyjne rozczulenie, fascynację odmiennością i reanimuje nieomal macierzyńskie instynkty. Zamiast rozbić jego skorupkę, gdy jeszcze zło siedziało w środku, polityczni frajerzy zabrali się za pielęgnację gada. Pozwolili mu wyściubić pysk z pisanki i zerknąć na powierzchnię zdarzeń, a kiedy już osiągnął niebagatelne rozmiary, na dzień dobry całują go w misia, zalecają do niego, wdzięczą i przymilają ze strachu.
Gad jest ogromniasty i kiedy otworzy paszczę, lepiej nie zaglądać mu do gardziołka. Mimo to polityczna dziatwa za nic ma przestrogi przed łapczywymi kłami. Przytula go w lansadach mając zawziętą nadzieję, że dobrocią, uśmiechami czy uniżoną dyplomacją gad pozwoli się oswoić i ucywilizować, pedagogicznie przekabacić na uczciwca.
Jednakże nie pozwolił. Efektem jest obecne ratowanie ukraińskich zgliszcz. Budowanie studni po pożarach. Zwoływanie komisji do spraw rozpieprzonych na amen.