Kolejny dzień stracony, armia nie ma pojęcia
jak nas wykorzystać. Nie zrzuciliśmy żadnej bomby,
a przecież za brzegiem ziemia wciąż nie jest czysta
od wroga.
Musi popłynąć Eufrat i Tygrys, musi popłynąć Nil
łez. Oczyszczającym ściegiem z precyzją skalpela
ciąć ile wlezie. A my tymczasem siedzimy pod pokładem,
czekamy na właściwe rozkazy, a słońce pali nam skrzydła.
Czekając nie da się wygrać! Że nie ma wojny, że jak?
A po co my tu jesteśmy – gotowi? Wokół tylko ocean.
A trzeba nam w górę i wyżej, dalej! Aż zobaczymy
miniaturowe wsie na miniaturowej pustyni, aż realnie
dużymi bombami naprowadzanymi satelitarnie, wzniesiemy
miniaturowy kurz!
Potem zaśniemy szczęśliwi, banalnie, czytając
Browna, lub Kinga, wokół będzie ocean – taki spokojny,
taki cichy i czysty, taki błękitny jak niebo
nad daleką ziemią.
Wszystkie armie świata wystrzeliłabym w kosmos – bez biletu z powrotem. Pierszy lot dla rządów i generałów.
gdyby się tak dało….. 🙁
Ten wiersz chyba zawsze będzie na czasie….smutne to i druzgocące…piękny wiersz