Jakiż ja byłem głupi, jak dziecięco naiwny!
Gdyby płacono za to dziecięctwo, gdyby chciano sypnąć groszem
za każdą bzdurkę, bajdurkę, za każdy poroniony płód – byłbym
brzęczący kieszeniami, zacyfrowany na wyciągu z banku.
A jestem jak woda w garnku postawionym na gorącym piecu.
Której z czasem mniej i mniej. I jak ona, rozpaczliwie
wyrzucając pęcherzyki słów, bulgoczę swój ból.
I jest mnie mniej niż pół
w tym naiwym stanie skupienia.