Uciekasz, robaczku, w to zatrute jabłko.
A czy źle ci tu było na haftowanym obrusie?
Haftowanym w kwiaty, motyle i trzmiele,
obdarzonym uczuciem, serdecznością, troską?
Z każdym swoim ruchem co raz głębiej wnikasz
w pleśniejące trzewia, w kwaśno-winną pełnię.
Zagubiona w sobie, zamknięta w pancerzu
tyleż własnym, co kruchym,
ani pięknym, ni świetnym
w konstrukcji i formie.
Ustawiłaś straże ze słów, co na baczność
z wyciągniętym ku chmurom bagnetem się prężą.
A przecież ciężko będzie, stanowczo zbyt ciężko
udźwignąć siebie całą i jabłko i przedmiot.