Wtorek, ósma rano, mróz trzyma, zima.
Ptak przymarznięty do gałęzi, konar do ziemi
i nieba. Ciemniej niż zwykle, na ustach szron.
Wydarzy się noc w środku dnia, uciszy się
wiatr. Słoneczny podmuch nie roztopi lodów,
nie spłynie kra naszych nocy
w osobnych łóżkach. Cisza położy swoje ręce białe
na wspólne sekundy bycia. Niezauważalnie
doczekamy do wieczornego ocieplenia klimatu,
by przez chwilę spacerować po gorących piaskach
tropikalnej wyspy. Od morza nadciągnie niepokój
tego, co ukryte za horyzontem. Jutro, może nigdy.
Wchodzę tu od kilku dni i zawsze z ciekawością, czy wpisałeś już coś nowego?
Posiadasz niesamowitą wrażliwość.
Dziękuję.
dziękuję pięknie i do usług 🙂