Mam dziwne wrażenie, iż aluzyjne lata, np. Przybory, odkicały w siną dal i jesteśmy uczestnikami KULTURY Z GRUBEJ RURY. Dowcip zmienił się w dowcipasa i bez słów mało cenzuralnych, nie ma wica.
Kiedyś starczyła aluzja i publiczność reagowała bez instrukcji. Wystarczyło połaskotać piórkiem, by był niegłupawy śmiech. Aktualnie łaskotanie – odpada, bo żeby dowcip był zrozumiany, trzeba palnąć widza kilofem i podłączyć do guzika z aplauzem. Podobną, negatywną subtelność dostrzegam nie tylko u kabareciarzy – dresiarzy, ale i we współczesnym kinie (dennej) akcji: trup ściele się gęsto, a im więcej nieboszczyków, tym lepsza oglądalność. Drzewiej, w latach A. Christie, kryminalna fabuła trzymała w napięciu za pomocą jednego trupa. Teraz „pojedynczy” nieboszczyk jest z lekka banalny; musi być wiele i to z nieodzownym pokazywaniem krwawych jatek, latających flaków i gotowanych czaszek.
Wrażliwość łaskotania kilofem, to norma. Nie to mnie jednak najbardziej niepokoi, żeśmy się mentalnościowo skiepścili. Oburza mnie rechot ludzi z mojego pokolenia. Ich przyzwolenie na intelektualne dno.
Święte słowa.
Ze smutkiem to piszę, ale jest tak, że dynamika rozwoju mediów spowodowała, że “trzeba” dostarczać widzowi silniejszych emocji.
O ile trupy w kinie batalistycznym/wojennym jakoś jeszcze się tłumaczą (choć i tutaj weryzm sięgnął szczytu /Szeregowiec Ryan/) to w tak zwanym kinie akcji (szczególnie kategorii B) sprawa jest nadwyraz wyolbrzymiona.
Nie wszystko można tłumaczyć konwencją…
Na pocieszenie mogę tylko napisać, że wciąż, jeśli chodzi o kino, mamy prawo wyboru – w przypadku mediów – już, niestety, nie… Co nie znaczy, że powinniśmy ten stan rzeczy akceptować.
Ktoś powie “taki jest świat”, ktoś inny się z tym nie zgodzi twierdząc, że przecież istnieją również “piękne rzeczy”… Tak, czy owak nie zmienia to faktu, że do nas należy wybór i to my będziemy decydować jaki filtr założyć na informacje.
Nikt, ani nikt nie zwolni nas od samodzielnego myślenia – jeśli będziemy chcieli “zaakceptować rzeczywistość”, to w istocie rzeczy zaakceptujemy proces karlenia naszego gatunku – w tym właśnie rzecz: w buncie.