Kraczydła

Przeptaszenie stało się ciałem; na dzień dzisiejszy jest nas dziesięć, no, może dwadzieścia miliardów z hakiem i całym pogłowiem obijamy się na drzewach.  Natomiast na dzień wczorajszy było nas, średnio licząc, ze dwa razy mniej.

Poprzednio nie mogliśmy swobodnie drzeć mordy, bo każdy ptaszek miał swoją prywatną gałąź, konar z podsłuchem przebranym za dzięcioła. Teraz, jak wszyscy, mamy po kilku sublokatorów. Im kto szybciej zawodzi, tym prędzej  wywrzeszczy sobie  większą  substancję odpoczynkową, tego co rychlej przenoszą aż pod koronę drzewa, gdzie przewidziano dla namolnych większe metraże, znośne warunki, istne raje.

Z czasem i dla nich wprowadzono szlaban na kłapanie dziobem. Kto został przyłapany na lamentowaniu bez zezwolenia i pytlował na dziko, tracił prawo do  stałego zasiedlania gałęzi. Z punktu dostawał skierowanie do bajora na zadupiu i tam, do upadłego, mógł  zajmować się roszczeniami. Niewielu więc było chętnych do oficjalnego kręcenia dziobem.

Ten, co pomstował po cichu i na pół gwizdka, bez uprzedzenia zostawał odgórnie doceniony i mógł dopraszać się podciągnięcia pod ulgowy przepis gwarantujący możliwość zasiedlenia całego drzewa. Wtedy wywyższał się na swojej powierzchni, puszył, szarogęsił i kokosił ze swoją metrażową pomyślnością, aż wszystkich przestrzennie upośledzonych za mocno kłuło to w oczy i nie było wyjścia:   musieliśmy przywołać go do porządku i – dla przykładu – walić go w cztery litery, by nabył ogłady.

A cały ten galimatias z zagęszczeniem powstał z powodu wron; wrony od zamierzchłych czasów żyły w opozycji do logiki:

a)

opowiadały się za nieskrępowanym znoszeniem jaj,

b)

złośliwie postanawiały  przekształcić się w liczebniejsze  stado, po czym zaczęły nauczać śpiewu.

2 komentarze do “Kraczydła

  1. goddam

    Zamiast komentarza – dla przypomnienia “wronia piosenka” 🙂

    Lubię wrony

    W berżeretkach, balladach, canzonach
    Bardzo rzadko jest mowa o wronach,
    A ja mam taki gust wypaczony,
    Że lubię wrony…

    Los im dolę zgotował nielekką:
    Cienką gałąź i marne poletko,
    Czarne toto i w ziemi się dłubie-
    -a ja je lubię…

    Gdy na polu ze śniegiem wiatr wyje,
    Żadna wrona przez chwilę nie kryje,
    Że dlatego na zimę zostają,
    Że źle fruwają…

    Ale wrona, czy młoda, czy stara,
    Się do tego dorabiać nie stara
    Manifestów ni ideologii-
    -i to ją zdobi…

    Gdy rozdziawią dziób, wiedzą dokładnie,
    Że ich głosy brzmią raczej nieładnie,
    Lecz nie wstydzą się i nie tłumaczą,
    Że brzydko kraczą…

    I myśl w głowach nie świta im dzika,
    By krakaniem udawać słowika,
    By krakaniem nieść sobie pociechę-
    -i to jest w dechę!

    Żadna wrona się także nie łudzi,
    Że postawi ktoś stracha na ludzi,
    Co na wrony i we dnie, i nocą
    Czychają z procą…

    Wrony fruną z godnością nad rżyskiem,
    Jakby dobrze im było z tym wszystkim,
    I w tym właśnie zaznacza się wronia
    Autoironia.

    Nie udają słodyczy nieszczerze,
    Mężnie trwają w swym szwarc- charakterze,
    Nie składają w komorę zasobną,
    Jak więcej dziobną,

    Wiedzą, że, mimo wszystkie przemiany
    Nie wyrosną na rżysku banany,
    Nie zamienią się w kawior pędraki,
    Bo układ taki…

    W berżeretkach, balladach, canzonach
    Bardzo rzadko jest mowa o wronach,
    A ja mam taki gust wypaczony,
    Że lubię wrony…

    Los im dolę zgotował nielekką:
    Cienką gałąź i marne poletko,
    Czarne toto i w ziemi się dłubie-
    -a ja je lubię,

    A ja je lubię…

    ==========

    A sens Twojego tekstu przemawia do mnie z doliny jestestwa 🙂

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *