Jerzy Szaniawski

Dane encyklopedyczne: polski dramatopisarz, prozaik. Od 1933 członek Polskiej Akademii Literatury. W czasie okupacji niemieckiej współpracował z ruchem oporu, 1944 więziony na Pawiaku. Po wojnie mieszkał w Krakowie, następnie wrócił do Warszawy, później osiadł w rodzinnym Zegrzynku.

Autor groteskowych komedii poetyckich Murzyn (wystawienie 1917) i Ptak (wystawienie 1923). Rozgłos oraz pozycję jednego z najwybitniejszych dramaturgów polskich XX w. przyniosły mu sztuki: Żeglarz (wystawienie 1925), Adwokat i róże (wystawienie 1929), Most (wystawienie 1933), Dwa teatry (wystawienie 1946). W swoich dramatach łączył liryzm z psychologizmem oraz pierwiastki filozoficzne i symboliczne z fantazją. (Dramaty zebrane Tom 1-3 1958).

Ponadto opublikował zbiór drukowanych wcześniej w Przekroju miniatur prozatorskich Profesor Tutka (1954-1962). Napisał także zaliczane do klasyki gatunku słuchowiska radiowe, np. Zegarek (1935), scenariusz serialu telewizyjnego Klub Profesora Tutki (1967-1969), wspomnienia W pobliżu teatru (1956).
*
Tyle da się wycisnąć z encyklopedii wczesnych lat początku obecnego wieku. Od tamtego czasu przybyło nam wiedzy o Jerzym Milczącym, jak nazywano autora. Przybyło i mogliśmy zorientować się, że jego los nie był godny pozazdroszczenia. Urodzony w Zegrzynku w 1886, umiera w 1970 w Warszawie.
W latach 60 następuje śmierć jego wiernej gospodyni i współlokatorki w Zegrzynku, Wandy Nadolskiej. Widzę w niej charakterologicznie podobną do Celesty Albaret opiekunkę artystycznej duszy, ale nie Marcelego Prousta, lecz pana Jerzego.

Traumatyczny fakt jej odejścia, złodziejska parcelacja majątku odziedziczonego po rodzicach, osłabnięcie twórczych mocy, a także ambarasy z pobliskimi sąsiadami, wydarzenia te sprawiają, iż pogłębiła się jego niechęć do nawiązywania kontaktów. Nie tylko z literatami.

Niechęć zwiększa się z przyczyn ideologicznych również. O ile w okresach międzywojnia talent Szaniawskiego rozwijał się wyśmienicie i wszystkie znaki na niebie zapowiadały, iż rodzi się niepospolita, dramaturgiczna gwiazda, to w parę lat po drugiej wojnie światowej, razem z utratą niepodległości i rozpoczęciem kolejnej okupacji, następuje zdławienie marzeń o swobodzie artysty do wypowiedzi.

Indywidualizm, samodzielność przekazywania własnych wizji świata, poszła won, a na opuszczone miejsce wdarło się regulowane, kolektywne myślenie; myślenie uzgodnione przez nieomylną partię.

Proces odgórnego narzucania partyjnej wizji rzeczywistości został nazwany socrealizmem (1949), a ten, kto go nie zaakceptował i nie chciał nosić czerwonej obroży, miał zakaz druku. Jednym z wielu nie potrafiących pogodzić się ze wspomnianym idiotyzmem był Szaniawski: za wytrwałe uchylanie się od arbitralnych dyrektyw, został nagrodzony uwiądem obecności w kulturze. A przede wszystkim – biedą i gasnącym talentem. Trudno jednak pojąć brak odpowiedzi asekuranckiego ZLP na jego błagane supliki o mydło. Tak jak z trudem i przy zachowaniu dużej dawki miłosierdzia przychodzi zrozumienie faktu, że w komunistycznych czasach grabież cudzego mienia była legalna i nazywana była sprawiedliwością dziejową.
*
Z racji swojej mrukliwości traktowany za odludka i mizantropa, stroni od zażyłości z kimkolwiek nowo poznanym, a dotychczasowe relacje ulegają wychłodzeniu. Brany za dziwaka, przystaje na tą uproszczoną opinię. Zamyka się, otorbia samotnością, z uporem kontynuuje starokawalerskie nawyki.
Wpływ nieobecności pani Wandy na życiowo niezaradnego dramaturga jest ogromny. Pisarz, lotny w sprawach literackich, jest bezradny w codziennych: przerastają go. Tłamszą, bo twarde stąpanie po ziemi nie należy do przymiotów pisarza. Zagubiony w sprawach przyziemnych, naiwny i łatwowierny jednocześnie, patrzy nieufny okiem na rodzące się obyczajowe i cywilizacyjne przemiany jego zacisza i azylu w gadatliwą inwazję rozwrzeszczanej cywilizacji.

Z przerażeniem obserwuje powstanie betonowej zapory w Dębem i Zalewu Zegrzyńskiego z tłumem rozwydrzonych wycieczkowiczów; ma naturę skłonną do kontemplacji. Podatną filozoficznym rozpamiętywaniom i długim spacerom w towarzystwie ciszy.
Oto jego świat. Świat toczący się w niespiesznym rytmie. Pozbawiony zgiełku, stonowany i przewidywalny. Zrozumiały i ustabilizowany. Wszelkie zaś powikłania i odstępstwa od naturalnego biegu rzeczy, traktował jako zaburzenia kolei rzeczy.
*
Na starość zgłupiał: dotychczas przysięgły kawaler, w szczeniackim wieku 76 lat żeni się ze schizofreniczną wywłoką, malarką uprawiającą bicie, głodzenie i karmienie gipsem staruszka. Do ostatnich chwil życia, czyli do jego 84 roku, ów babon w nieszpetnym opakowaniu znęca się nad nim fizycznie i psychicznie, lecz nikt ze znajomych i ze Związku Literatów Polskich nie był zainteresowany udzieleniem mu pomocy.

Kiedy go pochowano, dzielna pacykara żyła w jego dworku do 77 roku, do czasu kiedy tenże dworek do imentu spłonął razem z resztką rękopisów niewyrzuconych przez nią na śmietnik.

PS
Banalna opowiastka z małomiasteczkowej cukierni: kwartet prowincjonalnych notabli: rejent, doktor, mecenas, radca i sędzia, uczestniczy w gawędach dystyngowanego profesora Tutki. Czwórka szacownych obywateli spotyka się w niej regularnie. W celu przerwania monotonii, w celach rozrywkowych, dla urozmaicenia nudy i zabicia czasu. Nadają ton i kierunek zainaugurowanej gawędzie.

Pełnią rolę tła, narracyjnego pretekstu do snucia dalszego ciągu historyjki. Przy czym owo snucie jest wyraźnym sygnałem obwieszczającym interlokutorom Tutki odwieczną prawdę: nic nie jest takie, jakim się wydaje. Wszystko, o czym mówimy, można zinterpretować i wyjaśnić odmiennie. Nie oznacza to, że trafniej, ale nauka z tego taka, że każda przypowieść jest tylko pozornie prosta. W istocie jest złożona z wielu warstw. Jak rewers i awers, jak podszewka i materiał na ubranie: zawiera w sobie mnóstwo niedopowiedzeń, braków bezdyskusyjnych odpowiedzi i tajemniczych podtekstów.
*
Szaniawski nie pisze niczego, czego nie wiedzielibyśmy przed nim. Nie są to więc odkrycia na miarę kopernikańskich przewrotów. Nie to było przyczyną pisania o Tutce i jego przygodach. Notabene przyczyny walki ze stereotypami naszego myślenia, genezy słownych wojen prowadzonych przez mistrza, widoczne są we wszystkich jego dziełach. W dramatach, wspomnieniach, słuchowiskach i zbiorach opowiadań roi się od zawiłości, tajemnic i niedopowiedzeń.

Walka jednak nie była skuteczna; trafiła na niezrozumiały opór ludzkiej materii. Bo gdy spojrzymy na datę powstania tych utworów i skonfrontujemy je z obecną, to możemy stwierdzić, że pod względem eliminacji stereotypów, nadal stoimy w tym samym miejscu i dalej zabawiamy się w toczenie bijatyk z matrycowymi przekonaniami. Dalej pogrywamy z komunałami w ten sposób, że zamiast frazesów sprzecznych z naszymi, wstawiamy własne. Z czego wypływa wniosek, że niesłusznie, zuchowato, na wyrost i wciąż uważamy się za humanistów. I to w swoich utworach mówi nam Szaniawski czytany dzisiaj.

Zatem, poczynania Szaniawskiego widziane od strony wojny z przesądami, te uporczywe użerki z produkowaniem oceanów moralnej piany, okazują się równie owocne, jak pedagogiczne wyczyny pozostałych artystów.

Lecz nie moralizatorskie i staroświeckie nawyki autora są dla mnie istotne. Ważnymi jego zaletami są wspomniane przyczyny pisania, oraz forma przekazu. To dzięki tym cechom jego twórczość nie zachodzi mgłą.

PS2
Tylko Przekrój zdecydował się na publikowanie opowiadań o profesorze Tutce. Lecz kiedy w 1955 r. zwolniono blokadę z niemożnościami i pojawiły się chwile na zajęczą odwagę, strachliwy ZLP zorganizował mu hałaśliwy powrót do łask. Od tego momentu mógł jawnie publikować, ale choć jeszcze wystawiał swoje nowe dramaty, to nie miały w sobie tyle ognia, co poprzednie: dar zeżarł los.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *