Staraniem entuzjastów „Wiedzy Chodnikowej” powstała na naszym wydawniczym rynku nowa, lecz już obiecująca oficyna. Nazywa się ona BIBLIOTEKA PROBLEMÓW NIEPOTRZEBNYCH. Jej założeniem jest maksymalna popularyzacja nauki uważanej dotąd za odpadową.
Już pierwsza jej pozycja wzbudziła krzepkie zainteresowanie czytelników. Jest to historyczny przewodnik po królestwie zwierząt, ale mylił by się ten, kto by chciał znaleźć w nim opis zwierząt powszechnych, standardowych. Tego rodzaju stereotypowe organizmy są umieszczone w słownikach i encyklopediach innych wydawnictw; autorzy (bo to opracowanie zbiorowe), koncentrują się na formach nietypowych, takich, jak, np. Kangur Plecakowaty.
To oni, w wyniku długoletnich badań, rozszyfrowali język Kangura P. i dokonali jego podziału, rozwarstwili go mianowicie na język podpodłogowy zwyczajny i język podpodłogowy nadzwyczajny nie wprost.
To z tego podręcznika dowiedziałem się o Tąpielicach Sromotnikowych i Dreptalnikach Skrzypiących mających swoje wypadowe bazy za kaloryferami, to on otworzył mi oczy na rzeczywisty świat Makrelownic Zbrojnych żyjących pod szafką z radiem, to dzięki niemu poznałem wewnętrzne życie Beznosych Słonic zamieszkujących w każdym uczciwym klombie, to jemu zawdzięczam, że miałem niebywałą okazję zaznajomić się ze zwyczajami Kangura P.
Dziwne i jakże mało poznane zwierzątko to przybyło w nasze strony razem z taborami Ziemniaków Kwarcianych. Egzystuje w szparach niewypastowanych podłóg, żeruje wyłącznie w księżycowe noce, nie cierpi Mrówek Falistych, które, ze złośliwą zajadłością, zawziętością, niszczą mu zapasy na zimę.
Pożytku z tego kręgowca nie da się stwierdzić ani na lekarstwo, lecz wśród naukowców i na ten temat rozgorzały spory i podziały.
Jedna frakcja była przeciwna jakiemukolwiek przesądzaniu sprawy i mówiła, że przydatność Plecakowatych jest najwyraźniej przyszłościowa i że uwidoczni się z biegiem wieków. Twierdziła, że tak bardzo wyprzedziły one ludzką ewolucję, że zanim Człowiek dorośnie do ich poziomu i będzie mógł należycie docenić ich zalety, miną setki stuleci.
Frakcja druga wolała schować głowę w piasek i orzekła, że skoro na razie nie można przyznać słuszności tej hipotezie, najrozsądniej będzie poczekać na rozwój wypadków. Że trzeba uzbroić się w cierpliwość, a za trywialne parę milionów lat sprawa rypnie się sama.
Trzecia, nietolerancyjna i faszyzująca, była za wytępieniem całego gatunku, ale do głosu doszła Liga Obrony Plugastwa, a z nią żartów nie ma: rozprawiła się zarówno z jednymi jak z drugimi, opowiadając się za Prawami Futrzaka Do Plecaka.
Pod hasłem Kangur też Człowiek, odbyły się liczne manifestacje. Ich natychmiastowym rezultatem było kategoryczne uznanie Torbacza za podosobę skrzywdzoną i szykanowaną niesłusznie. Efektem następnym, było sporządzenie memoriału uwypuklającego dotychczasowe zaniedbania i uchybienia na odcinku znajomości problemu. W memoriale tym zawarty był postulat odnośnie należytego traktowania zwierząt nieprzydatnych z winy Naczelnych.
Musimy to sobie jasno powiedzieć: nie kto inny, tylko człowiek ponosi winę za ich nieprawidłowy tryb życia. Tępione na każdym kroku, nie miały zapewnionych bezpiecznych warunków do swobodnego rozrodu i zmuszone były do spółkowania doraźnego, przyspieszonego i powierzchownego, co doprowadziło je do lękliwej postawy wobec otoczenia, a także do przymusowych drgawek i nieuzasadnionych tików.
Karygodne zjawisko to, zwłaszcza z punktu widzenia psychologii zwierząt torbowych, opisane zostało w sprawozdaniu z ostatniego zebrania Hodowców Kangura P., w punkcie U łamane przez prim i zagięte przez b, które to sprawozdanie umieszczono na przedostatniej stronie omawianej tu książki.
Jak o tym świadczą prześwietlone zdjęcia satelitarne oraz nie przeprowadzone wykopaliska, tereny podmokłe i porosłe trawą, zamieszkane były przez przodka obecnych Plecakowatych, ale odkąd zamiast desek ze świeżo ściętego drzewa kładziemy klepkę z dykty, Kangur P. na całego zmniejszył swoją występowalność.
Różni on się od aktualnie żyjących nie tylko wielkością i owłosieniem, ale przede wszystkim tym, że zamiast plecaka, w którym przebywały jego pociechy, nosił na brzuchu urządzenie podobne do sakwy na przychówek.
Wzrostu był dwumetrowego, futro miał gęste i lśniące, a dolne kończyny wykończone ozdobnym kopytkiem. Z tego powodu nie był przystosowany do życia na małym terenie, bo gdzie się nie położył, tam było go wszędzie za dużo, tam zewsząd wystawał, więc siłą rzeczy pomniejszył swoją kubaturę.
Początkowo zamieszkiwał w lesie. Ale że las dostarczał mu pożywienia w głodowych ilościach i że po raz pierwszy pojawił się jego odwieczny wróg naturalny, czyli Mrówka Falista, stworzonko wyjątkowo wstrętne, ledwo widoczne i wąsate przy gardle, opuścił niegościnny las i teleportował się do knurnych chat naszych pradziadów. Zrazu przeszkadzał mu dym z ogniska, lecz wkrótce przystosował się i do tej niewygody.
W tym miejscu autorzy zwracają naszą uwagę na niesłychaną elastyczność Kangura P. Zależnie od sytuacji, potrafi on stanąć oko w oko z przeszkodami. My, ludzie, nie tylko powinniśmy się wzorować na jego umiejętnościach i wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski, ale też z całą powagą winniśmy zastanowić się nad przyznaniem mu miana pierwszego zwierzęcia obdarzonego inteligencją.
Oto dowody. Niemodną i mało praktyczną torbę na brzuchu zastępuje eleganckim plecaczkiem, co mu ułatwia żerowanie i sprawia, że potomstwo nie dynda mu z przodu.
Kaliber naszego terytorium spowodował nieuchronną miniaturyzację Kangura.
Dym, że Matka Natura zaopatrzyła go w gruczoły wentylacyjne.
Przykłady te, skonfrontowane z definicją naukowców, którzy dokonali epokowego podziału inteligencji na tymczasową czynną i tymczasowo żadną, przykłady te niezbicie wskazują, że przed Kangurem P. rysują się nieprzewidywalne możliwości i że w tej materii nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Czy znajdzie się wśród nas śmiałek, który zaryzykuje twierdzenie, że jego plecak nie zmieni się wkrótce w saszetkę? Albo czy kto zaręczy, że w swoim rozwijaniu się nie dojdzie aż do pugilaresu?
Tak, czy siak, inteligencja, której jednym z przejawów jest adaptacyjna umiejętność życia w określonym środowisku, należy nie tylko do nas i z tym faktem przyjdzie nam się pogodzić.
Niemal na naszych oczach wali się ostatni bastion dumy. Nie tak dawno temu jakiś uczony podważył oficjalne stanowisko o obrotach ciał niebieskich. Bałamutna bzdura ta uzyskała posłuch, ale, mówiąc sumarycznie, odkrycie to podeptało nam samopoczucie, bo okazało się, że centrum nie ma, lecz w zamian za to wszędzie mamy zadupie.
Potem kolejny bęcwał gwizdnął nam człowieczeństwo i wywiódł nasz herb od małpy.
Teraz inteligentny kangur zaczyna wypierać nas z pychy.
Do czego dojdziemy, gdy wszystkie zwierzęta sprężą się i zaczną nas tykać?
Na to pytanie książka nie udziela odpowiedzi. Prawdopodobnie znajdzie się ona w drugim, już drukowanym i poszerzonym wydaniu tej frapującej cegły.