Przekładaniec

 

Mam w swojej bibliotece utwory pisane krwią, farbowane wzruszeniem, niedosytem, tchnące prawdą dzieł nacechowanych cynizmem,  znaleźć też wśród nich można książki nudne i zawiłe, jakieś odstręczające i limfatyczne cegły upstrzone drętwym, dworskim stylem topornego propagandzisty, komercyjne i kompromisowe, fabularne gnioty wygrzebane z obojętności, zimne, zniechęcające do lektury i odporne na istnienie nieumownych FAKTÓW, pisane na obstalunek.

 

Albo inne, znajome, bliskie od razu i od razu moje, jak gdyby napisane z myślą o mnie, poetyckie i prozatorskie diamenty, stylistyczne perły z myśli, perły rozświetlone wewnętrznym blaskiem…

 

…przechodząc obok regałów, przenikam w inne światy. Mam wówczas do czynienia z różnorodnymi obszarami, wkraczam w metafizyczne, ponadzmysłowe przestrzenie książek pożółkłych ze starości, a przecież tak mi bliskie, a przecież tak we mnie obecne….

 

…kiedy patrzę na grube cegły tomów, gdy czytam ich tytuły, wszystkie te chaotyczne wrażenia dźwiękowe, zaczynają się układać w pewien zwarty, uporządkowany ciąg i ni stąd ni zowąd ich muzyczność przybiera harmonijne, zrozumiałe, niepodzielne formy. I słyszę rozmowy ich bohaterów, ich głosy, ich dialogi odbywające się na moich oczach, na wyciągniecie wzroku, melodyjne, nieśmiałe, kobiece, i męskie, tubalne, stentorowe…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *