Prochowiec

Na skraju łąki leżał porzucony prochowiec. Przechodząc kopnąłem. Wydawało mi się, że usłyszałem cichy jęk. Rozejrzałem się. W pobliżu nie było nikogo. Kopnąłem jeszcze raz – dla pewości. Znowu to samo…
– Dziwne – pomyślałem – przecież to niemożliwe, żeby kawałek porzuconej szmaty wydawał z siebie dźwięki….
Podniosłem prochowiec delikatnie, zapewne licząc na to, że pod brudną brązową tkaniną znajdę jakieś żywe stworzenie… Ale nie… Trawa była wciąż zielona… Potrząsnąłem otrzepując z kurzu. Westchnienie… Sytuacja była conajmniej zastanawiająca. Czyżby w kieszeniach znajdowało się jakieś drobne, delikatne zyjątko? Włożyłem rękę. Pusto. Następna kieszeń – to samo. Ostatnia, wewnętrzna – jest. Nie żyjątko, nic co mogło wzdychać, lub jęczeć. Kartka papieru złożona na cztery, mocno pomięta, na zgięciach poprzecierana. Rozłożyłem. Wyblakły napis składał się tylko z dwóch słów:
„załóż mnie”. Pomyślałem przez chwilę, że to jakiś żart… Ukryta kamera, czy jak? Rozejrzałem się uważnie.
– Jest tu kto? – Zawołałem dla pewności.
Cisza.
– Jest tu kto? To jakiś żart?! – Krzyknąłem jeszcze raz.
Znowu cisza.
Stałem tak przez chwilę z prochowcem w jednej, a kartką w drugiej ręce.
– Co mi tam, – pomyślałem – przecież to tylko stary płaszcz. Jeśli założę, to przecież nic się nie stanie.
Uśmiechnąłem się sam do siebie. To jakiś absurd, ale…
Kiedy Wkładałem rękę do rękawa prochowiec zachichotał. To samo z drugą. Mój rozmiar. Leżał całkiem nieźle.
– No i? – Zapytałem.
– No i co? – Usłyszałem odpowiedź.
– Założyłem.
Zamiast odpowiedzi śmiech.
– Co to za kawały? – Zacząłem się irytować.
– Znajdź lustro…
– Dość tej zabawy. – Pomyślałem. Chciałem zrzucić z siebie stary płaszcz, ale… o dziwo nie mogłem. Bronił się. Nie potrafiłem się z niego oswobodzić. Im bardziej się szamotałem, tym bardziej obejmował mnie sobą, uwierał, dusił. Zrezygnowałem. – W domu znajdę na ciebie sposób – powiedziałem do siebie.
Chichot.

Po powrocie do domu próbowałem wszelkich sposobów, aby pozbyć się niechcianego prochowca. Na nic. „Znajdź lustro”… – przypomniałem sobie. Wszedłem do łazienki.
W lustrze nie odbijała się moja twarz. Nie odbijała się żadna twarz. Lustro pokazywało, że łazienka jest pusta. A przecież – byłem tam. Widziałem, czułem… Teraz dopiero przestraszyłem się nie na żarty. Co to za diabelstwo? O co tu chodzi?
– Co się dzieje?!?! – Wykrzyczałem. – Co się do cholery dzieje?!?!?!
– Uspokój się… – usłyszałem łagodny głos. – Już wszystko w porządku. Już o nic nie musisz się martwić.
– Ale….
– Pamiętasz o czym myślałeś idąc przez łąkę?
– Nie… Co to ma do rzeczy?
– Zastanawiałeś się, co by było, gdybyś…
– …nagle zniknął! – Przerwałem. – Ale to tylko takie myśli, nic więcej. Kim… Czym ty jesteś?!
– Ja? Prochowcem… A Ty?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *