Czemu nie wyobrazić sobie olbrzymiej macicy,
w której dojrzewają galaktyki?
Rozszerzają się przestrzenie, napełniają światłem.
Gdzieś tam, przylega do błony pierwotny byt,
ożywiony i czerpiący z matki.
Cykl jest powtarzalny: krew z krwi, tkanka z tkanki.
Umieranie, odradzanie, ruch obrotowy, mrok, światło.
Wszystkie opozycje zapisane w genach,
przewidywalność końca, a także
elipsy, trajektorie, wreszcie najważniejsze – spiralne,
rozszerzające się jak epidemia i im bardziej odległe,
tym konsekwentniej zapominające o swoim początku.
Kielich wciąż jest otwarty. Jest wszystkim i zawsze.
[display_podcast]