…jest i był miarą postępu; jaki bunt, taki postęp. Lecz bunt uzasadniony zdrowym rozsądkiem. Inaczej mamy do czynienia z anarchią, chaosem, jazgotem, czymś nieustająco mętnym, jak wykład idioty uważanego za [...]
Pewnego dnia zadzwonił telefon. W słuchawce zabrzmiał śpiewny głos kobiety. Należał do osoby, o której nie słyszałem od lat, której spodziewałem się nigdy więcej nie ujrzeć. Kobieta o bezkształtnej twarzy, tak pospolitej, że już od dłuższego czasu tkwiącej w mojej wyobraźni w sposób zamazany, pojawiła się w mojej pamięci jako twarz tej, którą niegdyś usiłowałem [...]
Ostatnimi czasy czuł się paskudnie, jak obrabowany, zdradzony, istny cioł i nieokrzesaniec, którego teleportowano z buszu prosto na światła rozpędzonej ulicy. Stał na niej sam, głupi i opuszczony, zagubiony pośród mętliku skrzyżowań, zaułków i wieżowców gwarnej metropolii, ogłuszo
Ja, Kapulet zabijam ciebie, Monteki
za nienawiść, którą zrodziliśmy w sobie
i przyrzekam ci, że w jednym do śmierci
będziemy w zgodzie - nienawiść,
to najlepsze, co się nam zdarzyło.
Więc opowiem ci o swoich grzechach,
jak rosłem, dorastałem, o zmarszczkach,
siwych włosach,
Nasza miłość
nieskalana czysta
ognisty żywioł
spieczona słońcem połonina
bieszczadzkich bezkresów
Rzucasz pochodnię
na moje serce
Rozkwitam pod dotykiem
twoich dłoni
i kurczę się w embrionalny kształt
lichego szczęścia
Wszystko było zaplanowane: nawet kwiaty w ogrodzie
rosły według planu i zaplanowany kot wygrzewał się
w słońcu, które według tego, co ustalone, ogrzewały
zaplanowane godziny popołudniowej sjesty.
W sukni wymarzonej stała się żoną męża, który
według planów miał osiągnąć
Całe swoje życie wchłania ten ocean.
Oddycha nim, nasiąka, filtruje.
A kiedy wszystko już się kończy,
gąbka odnajduje przyjemność
w obmywaniu z codzienności.
I to jest całkiem niezła perspektywa.
Jak dla gąbki.
Demony głodne jak nigdy - wstępują w ciało.
Na nic wołanie o ciszę. Rzucają w twarz to, co
minione i dzisiejsze. Przyszłość też się staje.
Zyskują, bo noc opętaniem wietrzna -
a złe zawsze czyta Biblię na opak.
Trzecia w nocy drwi z Trójcy Świętej,
a swąd lęku potwierd
Najlepiej, kiedy jest ciepło.
Ale nie jest ciepło i będzie
coraz zimniej.
Tylko tyle z prognozy pogody ma sens.
O ile prognoza pogody może mieć sens.
Dłonie pokrywają się lodową skorupą
przyzwyczajeń. Do kształtu i rytmu.
Chowam je w tobie, jak w rękawiczkach.
Taka trumna za
z cyklu "Rozwiewa wiatr"
Jedziesz ślepym torem
przed siebie
dotykając tylko
mojej miłości
małym kęsem kosztując
odmienność uczucia
Tarzasz się w chłodzie
domowych zdarzeń
bo Twoje sady obsiadły
gawrony
Białe podbródki
wystawiły ku słońcu
obserwując każdy twój ge
Ktoś mógłby mną sterować, dbać o mnie,
karmić i poić, wysyłać do kina, pracy, lub do zoo.
Mógłby doglądać wszystkich spraw, pisać za mnie pisma
urzędowe, naklejać znaczki skarbowe, opłacać gangsterów,
usuwających z mojej drogi natrętów i szuje.
Ktoś mógłby za mnie ko
Nie ma zła ani dobra. Po prostu bywa różnie.
Tak przynajmniej mówią w filmach.
W różnych filmach.
W dobrych i w złych.
W tym paradoksie.
Różność poróżnia, różność zwycięża.
To, co różne na próżno szukać
pomiędzy różnymi.
Nawet, jeśli opowiedziane w różnych j
Nie każdy może być:
kierowcą Formuły 1, pilotem myśliwca,
myśliwym, myślicielem, mścicielem
niewinnych i zagubionych,
kapłanem, opiekunem zbłąkanych i porzuconych,
członkiem zaszczytnej Akademii, klubu
elitarnego, lub innego grona,
sekty, kościoła, słusznej politycznej frakcji
Miał obcą duszę na drętwiejącym ramieniu. To ciepłymi, to zimnymi strużkami potu żłobił go lęk. Gdy zdarzało mu się uczestniczyć w życiu całkiem nowym, jeszcze nieznanym, a już podniecającym, obracał się na wznak.
Przez kraty lśniły gwiazdy i czuł się wtedy jak jedna z nich
Leżę całkiem nieżywy.
Pierwsza trawa oplata mi myśli,
krokus, a może przylaszczka
puka delikatnie,
mrówka, a może muchówka
coś szeptem do mnie mówi,
jest ładnie.
Jest cieplej i oddycha się inaczej.
Wkrótce drzewa zaczną
ubierać się w nieśmiałe liście,
a dziewczyny wr
Wciąż widzę zwiewną sukienkę.
I ona i ona - obie dość niesforne
na wietrze, na wietrze.
Norma, nie norma - ikona
i ona, i ona
przemaka dreszczem.
A obok przechodzi ten facet w kapeluszu.
Moknie mu kołnierz, papieros i krawat.
Samolot nad Atlantyk wzbija się ciężkawo,
powiew
Mój problem nie jest natury alkoholowej.
Moim problemem jest brak akceptacji
dla bycia pozbawionym znaczenia,
bycia niezauważalnym.
Moim problemem jest świat i ludzie.
Świat i ludzie są pozbawione znaczenia.
Nie zauważam tu cnót, jedynie żal
i cierpienie odmieniane przez wszystkie
nieumiejętność przyjmowania śmierci
nie mieszczę się między białą różą i ciasną bluzką
którą mam ochotę podrapać za nagłe sczernienie -
drażni koronka pod szyją i ciężkość przeciwsłonecznych
chociaż światła nie ma a zasłona nie zobaczę pozorna
wczoraj przyjaci
Język się zmienia. Mieni się.
Odcienie, sugestywne odniesienia,
prężenie, wiotczenie.
Torebka mieści przedmioty, rzeczy.
Mówi swoim językiem, dotyka
istoty
kobiecości.
Puderniczka, chusteczka, komórka.
Mitoza, zygota, podział.
Z drugiej strony:
przypięte do spodni kluczyk
Dopóki tu nie przybyłem, myślałem,
że formy życia na twojej planecie
muszą być
inne.
Że dotyk smakuje inaczej,
że wzrok nie przytłacza,
że zapach nie rani jak oset,
że oddech nie wstrzymuje
i nie zabiera
tchnienia;
że idąc po trawie wybujałej jak sen,
jak sen, który
z cyklu "Kreolskie pieśni"
Opowiem ci piękną bajkę
o syrenach
i wodnych kwiatach
cichej fali pieszczącej twoje dłonie
i zmęczone stopy
Zaśpiewam pieśni o wędrowcach
samotnych sercach ukrytych
w zielonych głębinach
i koralowych polach
Ukołyszę marzenia
spokojnym nurtem
p
Przez długi czas nie mogłem rozgryźć sprawy; krążyłem wokół niej i nic mi nie przychodziło do głowy. Byłem zawiedziony, bo kiedyś zajmował stanowisko zbliżone do mojego. Nie takie samo, lecz porównywalne: wówczas wyrzucał z siebie heterogeniczne sądy, burzycielskie mniemania,
Cześć słodziutka!
Kiedy się zmyłaś, nie było mi do śmiechu, choć wyznam, że w ogólnym bilansie okazało się, że bez ciebie jest o wiele spokojniej, a w domu zapanowała powszechna zgoda i wzajemne nie włażenie sobie na odciski.
Mama, jak to Mama, z początku popłakiwała po
Za górami, ale i za lasami, żył sobie smok wielce potężny. Tak wielce, że za wyjątkiem królewicza Zagryzka wszyscy się go lękali. Królewicz był zupełnie zadowolony z tego, że smok pożywia się jagódkami, a nie jego poddanymi i nie pragnie niczego więcej, aniżeli być smok
Z zapomnianej ziemi zapomniane listy
przychodzą i odchodzą - z pamięci w niepamięć.
Ludzie, którzy tu żyli w zapomnianych domach
w zapamiętaniu pielęgnując ogród i rodziny,
bliskich mając na wyciągnięcie skamieniałej ręki,
obcych jak księżyc, dalekich lecz wiernych,
byli
Nie odchodź ode mnie, dziecko, zbyt daleko. Potrzebuję cię.
Pod twoją powieką świat jest piękniejszy, a ludzie są niewinni.
Ty się jeszcze potrafisz cieszyć drobiazgiem, ty się nie smucisz
zbyt długo. Nie odchodź, dziecko, ode mnie zbyt szybko.
Nie jest nam tu źle pod twoją
Świeca, która krąży dookoła ćmy
oświetla zawsze tylko fragment.
Z rzucanych cieni i nikłych konturów
wysnuwam dość niepewne wnioski:
oto czułek, a to zarys skrzydła,
to trochę jaśniejsze zaś, jakby
chciało się przyznać do bycia
w niebycie.
Nie jedzą robaki lub nie pali ogień
i wciąż są ślady na śniegu i mgiełka na oknie.
Ponieważ pytasz czy żyję, to piszę,
że żyję - wcale nie najgorzej, choć może
jak pragnę i ty pragniesz więcej?
Bywało czasami, że się zamyśliłem.
Pomyliłem lewą stronę z czasem przes
ja drogie panie i drodzy panowie
kiedy za oknem zima się szczerzy
biegnę myślami
tylko niestety
do ulicy
tej mojej lipowej
po tej ulicy
spacerkiem
powoli
idę nie spiesząc się wcale
a czas
sobie kapie
czas kapie powoli
i życie mnie nigdzie nie goni
kiedy tak idę
za mną
Świat się skurczył do kamienia.
Bez glonów, bez mchów, bakterii, czy wirusów
spełnienia.
Zalega we mnie jak kłoda,
jak lodowata woda,
ścina się w lód, w zimne igrzysko
zatracenia.
Lecę, raczej spadam, opadam, tonę.
Jeszcze pęcherzyki, jeszcze chmury nad wodą,
za mętną t
dywagacje na temat
patrz to jesień złota dama się zakradła
wypierając z naszych wspomnień ciepłe chwile
kolorami suchych liści chce zachwycać
i szybować w środku brzucha jak motyle
cóż powiedzieć można kiedy wiek dojrzały
doświadczeniem przepełniony jest niestety
a beztroskoś
Wyrosłem z torfu, tuż na skraju lasu.
Strach przed jesienią, kiedy palą trawy,
wymaga czasu, żeby go okiełznać,
żeby stać się drzewem - dużej dozy szczęścia.
Więc palą trawy i dym snuje drogi
w odległej ziemi. Mgła przedwieczorna
wygładza cień ostry, powietrze
kołysze bu
Pomimo najnowszych technologii odwzorowania obrazu,
dzięki którym widać jak na dłoni każdy fragment układanki,
gdzie ilość pikseli równa jest stanowi konta najbogatszych,
w obróbce materiału filmowego, i to już na samym końcu,
dodajemy ziarno, zadrapania, wszystkie właściwe naturz
Szczerzą zęby, toczą pianę z pyska.
Jedna za drugą czernią się godziny.
Już nad nimi unoszą się dymy,
już za nimi mrą pogorzeliska.
Pożerają swoje dzieci, wnuki,
po sekundach znikają minuty.
Nie uratuje się żaden dzień, miesiąc,
nie wybaczy tygodniowi rok, dekadzie
wiecz
Przeptaszenie stało się ciałem; na dzień dzisiejszy jest nas dziesięć, no, może dwadzieścia miliardów z hakiem i całym pogłowiem obijamy się na drzewach. Natomiast na dzień wczorajszy było nas, średnio licząc, ze dwa razy mniej.
Poprzednio nie mogliśmy swobodnie drzeć mordy, b
Nie pamiętać. Nie mieć za złe, nie tęsknić.
Być jak biała kartka. Wciąż na nowo odkrywać,
dziwić się.
To co złe będzie tylko przez chwilę,
to co dobre - bez rozczarowania.
Nie popełniać i nie oceniać,
nie złorzeczyć i nie piać z zachwytu.
Nic, co by trwało dłuzej, niż
Matko, która odarta z należnej ci pieśni,
bądź nam ostatnią, jak i pierwszą jesteś.
Ty, która nie znasz krwawych łąk boleści,
bądź nam ostatnią, jak i pierwszą jesteś.
Której synów odebrano dla ich wątłej chwały,
której świętość zabrano dla wielbionej księgi,
kt
Gdyby ułożyć wszystkie książki świata,
te duże, opasłe i ciężkie,
chudzinki-broszurki, prospekty,
arkusze i wiersze luzem napisane
na okolicznościowych kartkach,
gdyby to wszystko jakąś solidną zaprawą,
jakimś klajstrem zespolić -
byłby mur nie do przebicia.
Można by si
Jak głodny ptak
wydziobuję z twoich ust
resztki dnia
Popołudniowy mrok
gasi ciągłość minionych
zdarzeń
Umiera dusza
rozpada się czas
Dla mnie już tylko noc
Nazywają GO różnie
jedni szczerze
inni z przekąsem
czasem równy chłop
niekiedy świnia
jak w życiu
ale najczęściej mówią do niego Al
Al od tego gangstera za podatki
jednak gdzie mu startować do tego zaszczytu
zwykły z niego rzezimieszek
stateczny rabuś
co on tam
Kiedy mówię ból, prawdopodobnie myślisz - ból.
Kiedy mówię szczęście, prawdopodobnie myślisz - szczęście.
Kiedy mówię ja, pradopodobnie myślisz - ja.
Kiedy nic nie mówię, zastanawiasz się - dlaczego.
Kiedy pytasz dlaczego, milczę.
Kiedy mówisz ja, myślę ty.
Kiedy mów
To, co konieczne i to, co potrzebne;
to, co wypada, a co już skandalem
pachnie na odległość drzwi sąsiada;
to, co się przykleja i to, co gładko
spływa jak sznur kajaków na Krutyni;
co przysiada i skubie, podgryza i to,
co odlatuje z klekotem, klangorem,
jak turyści angielscy w Krako
Brzydcy ludzie zdejmują ze ścian lustra.
W ich miejsce wieszają wizerunki świętych
celebrytów. Przez jakiś czas jest dobrze.
Sycą spragnione piękna oczy tym obrazem.
Kiedy z czasem, z powodu na przykład wilgoci,
obrazy tracą na swoim uroku, kiedy
powiedzmy, że wychodzą na jaw
n
Najpierw zobaczyłem film i wywarł na mnie ogromne wrażenie. Potem byłem w teatrze, na spektaklu z udziałem Wojciecha Pszoniaka w roli McMurphy'ego. A na ostatku przeczytałem książkę Kena Keseya. O ile film bardzo mi się podobał, to przedstawienie teatralne, mimo koncertowej gry aktorów i
Wszystkie wiersze Rosy McArthur są o miłości.
Ona ma na imię Rosa, on Arthur, a w ogrodzie
kwitną tylko róże. Najpiękniejsze nieba
opisuje w Kwietniu, najmroźniejsze zimy
w strofie wystruganej jak wariatka z gliny:
Na imię mi niebyt, odkąd Ciebie nie ma.
Poszedłeś na wojnę, a t
Gdzieś się zapodziały korzenie, oderwały
ziemię i ślady na niej. Dotychczasowość
uległa niepewnej przyszłości. W porywach
wiatru skądś dokądś, od tam do tam
skłębiliśmy się i jesteśmy skłębieni.
Skuleni w kłębowisku, toczeni przez pustynie,
wentylowani wzdłuż i wsze
Czy ma być gładka, czy w dotyku szorstka,
poryta dłutem, szlifowana długo?
Siedzą dwie skały zapatrzone w siebie:
kamień wciąż nie wie w co wnet się przemieni,
on, zamyślony, dobiera starannie
narzędzia, formę, pierwszy zarys kształtu.
Wkrótce uderzy i wtedy się stanie
nad
Kreolską pieśnią
mnie witaj
śpiewem fal o świcie
krzykiem srebrzystej mewy
na nieba błękicie
Zielenią swoich oczu
znowu ciebie otoczę
a ty oddasz morzu
złociste me warkocze
Niech piękne syreny
w muszle je ustroją
by cię nie wabiły
więcej pieśnią swoją
Gdy zajęte będą
Ucieknę i nic nie będzie.
Przetnę powietrze bezgłośnie,
ucieleśnię kamienny żleb.
Przykryje mnie pierwszy śnieg.
Ostatni plus jeden dzień
zachmurzy się, upadnie.
Wysokie góry nade mną,
garstka kurzu we mnie.
Na wiosnę zejdę lawiną,
wyrosną trawy i kwiaty.
Niebo będz
Prawdziwy grafoman nie dusi w sobie emocji, tylko przelewa je bezpośrednio na monitor komputera. Nie znosi pisać na papierze nie dlatego, że jest ekologiem, lecz uważa to za stratę czasu.
Prawdziwy grafoman wkleja swój wyjątkowy utwór na wszystkie możliwe portale.
Prawdziwy grafoman s
Oto jest droga prosta
co do prostych rzeczy wiedzie.
Do miast o prostych nazwach,
z murami prostymi. Za nimi
mieszkają bardzo prości ludzie.
I choć prosta, to idzie
jakoś wyboiście.
I choć prosta, to wy boicie się
z iście skomplikowanym
podejściem do życia.
Nie wszystkie cele
Wszyscy moi żywi krewni robią
wszystkie te rzeczy żywych.
Tyle, że na zdjęciach.
Robię zdjęcia.
Sobie.
Kadruję się w miarę
precyzyjnie.
Dołączam się do albumu.
Ci których spisano i ci z brązu odlani,
i ci w kamień zamknięci, i święci -
nie umierają.
I może jeszcze poeci,
lecz to wyjątkowo rzadkie przypadki
i dowód na życie po życiu.
Ja natomiast swój los
kupiłem w osiedlowym sklepiku.
Razem z wiejską kiełbasą i bułką paryską
[caption id="" align="alignleft" width="340" caption="CISZA - wystawa fotografii Beaty Mendrek-Mikulskiej"][/caption]
Już to znasz i nie jest ci dziwnym, że ulice są puste,
a powietrze gęste od mgły. Nie jest spokojniej, chociaż
cisza ma w mieście coś z nirwany. Tym razem się nie śni
Odejdę od lustra
stanę w ciszy
Rozjaśnię mrok
pachnącą różą
przywołam twój cień
Rozpędzoną miłość
przygarnę
Zatrzymam się dla ciebie
i znajdę swój świat
Co się wydarzyło, a co się nie zdarzyło?
Czyja była w tym wina, a czyjej nie było?
Czy może tak Bóg chciał, albo siła wyższa
od Boga, ojca, matki?
Albo te wypadki, upadki,
zmarznięte odpadki
miały jakieś imię?
Czy były przy nim/przy niej
wszystkie zmysły?
Domysły snuć
Las nie pamięta skąd się biorą liście,
las nie rozważa zmian kierunku wiatru.
Las odchodzi w trumny, krzyże, stoły, ramy.
O sobie samych mamy zakazane piosenki,
więc wiążemy usta. O sobie samych puste
mamy dźwięki. O sobie samych mamy święte racje,
więc świętuje
Niektórym śmiertelnikom wydaje się, iż starczy znaleźć się w ławach poselskich i bredzić ile wlezie, by zasłużyć na miano jasnowidza zbawcy narodu.
Osobnicy tego pokroju żyją poza rutyną codzienności: odrębnie. W chmurach z krainy marzeń. W doktrynerskim raju i w otoczeniu kolor
Ostatni dzień roku jest jak zamykanie ostrygi.
Najpierw była ciekawość, później domysły
przepoczwarzyly się w wyobrażenia
co też tam jest w środku.
Przy pomocy krótkiego noża, jak przy otwieraniu ostrygi
wdarlem się w ten rok, który mija.
Okazało się, że ciało każdego d
Jakże śmieszne za oknem są gołe drzewa.
Może mają wrony, ale żadnego wdzięku.
Wyciągają te swoje badyle do nieba
w rozpaczliwej modlitwie, albo
jakby chciały wydrapać oczy
podpatrującemu.
Zupełnie pozbawione okoliczności i kontekstu
chyboczą się na wietrze, albo tylko stoj
My, młodzi chłopcy w zaciasnych regułach,
wychodzący na spacer w bezdroża, ostępy,
mieliśmy swoje gwiazdy i swoje legiony,
kiedyśmy podbijali wszechświat niedostępny.
Mieliśmy zmysł ostry i scyzoryk tępy,
który ostrzyliśmy co dzień by nim w jakimś drzewie
na wieczność, na ch
To, co nas łączy, jak ciężkie kajdany -
długość, szerokość, rzeki i powietrza
niedorzeczna tożsamość.
Tutaj dysonansem znaczone karty,
kontrapunkt ciszy, tutaj białe
jest szare, a czarne też szare.
I gdyby znalazł się jeden uczony,
który by mówił językami wszystkich,
Mógłbym znaleźć to miejsce w nokturnie,
w którym krawędzie nie mają znaczenia.
Gdyby tylko Whistler malował mi noc,
nie biel, nie świst komet (no bo przecież świszczą).
Nie potrafię, jak on, dobierać kolorów.
To w gruncie rzeczy kwestia natężenia zmysłów,
krzyk ciszy (no b
A na przykład kawa?
Sypana, czy z ekspresu, espresso, latte, z pianką, lub bez?
Kawa podana w szkalnce, czy też filiżance?
Można krócej: spodek, spodeczek, talerzyk,
łyżeczka zdobiona, czy nie?
Cukier, mleko, śmietanka?
A obrus na tym stole, a dywan pod nim?
Niemniej istotne
Dziura po murze, umarłe żurawie,
wyblakła czerwień, nowe i stare twarze.
Zatem mamy co świętować.
Pieśń tylko nie chce się śpiewać,
a wiara przestała dojrzewać.
W archiwach jedynie i w muzeach
jest pewien spokój o przyszłość.
Na ścianie ktoś sprayem wydrapał
Quo vadi
Nigdy nie było tutaj wody, na mojej pustyni.
Nic z niej nie wyrośnie, z tej mojej pustyni.
Nie zakiełkuje, nie wyda kwiatów, owoców.
Na mojej pustyni od czasu do czasu skorpiony,
salamandry, pająki. Na mojej pustyni.
Twoje słońce bezlitośnie mnie pali.
Moje łzy nie użyźniają j
Jak księżyc bez słońca, a morze bez wody,
jak bez początku koniec, bez krwi żył akwedukt,
jak radio bez głosu i bez portu statek,
jak Koran bez sur,
jak bez krzyża Jezus.
Pisuję na rozmaitych forach literackich i często zdarza mi się publikować ten sam tekst. A robię to nie dlatego, by zachwycać się swoim nazwiskiem i fabrykowaniem gniotów, lecz dlatego, by czytać rozmaitego kalibru komentarze i komenciki: ciekawi mnie odbiór mojego gryzdania. Niekiedy zauw
Odchodzi. Światło dokonuje kolejnej przemiany.
Błękitnieją nieba i wody wezbrane, napiera
zmierzch.
Dziś z bezchmurnego jutro pewnie lunie.
Potem przyjdą chłody i biel, noc zapomni o mnie.
A jednak się kręci i nic się nie stanie?
Nie będzie odpowiedzi mniej lub bardziej właściw
Pierwszą czynnością niemowlaka jest macanie zewnętrznego świata. Zbieranie wiadomości o najbliższym otoczeniu. Orientacja w terenie wystającym poza becik: co wisi nad kołyską, czyja twarz pochyla się nad nią, do czego służy pielucha. Potem następuje proces uświadamiania sobie własne
Zatem wychodząc z założenia - z ciała - powiadasz,
można się oddalać dowolnie, lecieć, spadać
bez konsekwencji? Dotknąć bruku, obłoków, albo
kwintesencji?
Pójść na plażę i czytać niezatarte znaki,
wejść między słoje drzewa, między warstwy skały,
cofnąć się do hier
Między rzeczywistością szpitalną,
czyli miejscem, w którym lekarze
robią co mogą, a pacjenci
przychodzą i odchodzą,
a światem zewnętrznym,
czyli miejscem, w którym ludzie
robią co chcą, albo nic sobie nie robią
i nie wiedzą już co jest ważne,
jest wąska szczelina,
w któ
Strzeliński Ośrodek Kultury zaprasza na:
IV Ogólnopolski Konkurs Poetycki "O Granitową Strzałę"
i Turniej 1 Wiersza
KONKURS POETYCKI
Konkurs poetycki przebiegać będzie w dwóch etapach.
Do udziału w zapraszamy twórców, którzy ukończyli 18.
I Etap
Na konkurs
Nie wierzę słowom, bolą mnie litery.
A jednak piszę kolejny nekrolog.
Lepiej mieć to za sobą -
i choć na wszelki wypadek, to jednak lepiej,
bo kiedy się stanie dziwną koniecznością,
to nikt za mnie tego nie napisze.
Więc piszę: było sobie życie.
I tyle - bo słowom nie wi
Nie wiem gdzie jestem i gdzie jest to, co czuję.
Niby tu, niby tam. Gdzie-nie-gdzie i tylko czasami
wydaje się, że wiem.
Ale nie wiem. To jest piękne.
Jeśli coś jest, to jest, jeśli nie ma,
to nie ma teraz. Ale czy będzie?
Być może.
Coś mnie tutaj kręci, coś mnie podnieca.
Kim jest ten, który idzie po mej drugiej stronie?
Ma równie szare oczy, takie same dłonie? Czy je składa
do modlitwy, czy jak ja do ciszy? Ma jakieś imię inne,
minione dzieciństwo? Co go spotkało, a co jeszcze przed nim?
Widzieliśmy oboje inny, czy może ten sam
w ciężkim bezruchu
Ten tekst nie ma nic wspólnego z klasycznym rozumieniem słowa „recenzja. Jest to raczej – osobista refleksja. Moim zdaniem pisanie o książce nie powinno być jej streszczeniem, tylko prezentacją własnych powodów, dla których warto po nią sięgnąć. Zachętą do lektury *.
Powieść
Jesteśmy najpotworniejszym genem zgnilizny we Wszechświecie
ułomnością wypaczoną zarozumiałym bestialsko szpanem
banałem żałosnej prozy z poświatą mgieł z Neandertalczyka ognisk
gnidą z sierści absolutu szympansa co się ma za gwiazdę
pychy prostaczej intelektu zarozumiałych tro
Tylko tego jej nie mów, że truskawki
smakują ostatnim dniem lata;
najlepiej
nie mów nic,
żeby ją zatrzymać przy sobie.
Chwile są po to, żeby mijać -
jak obcy sobie ludzie, zupełnie obcy.
Cała reszta jest w gruncie rzeczy
mało istotna - jak nigdy
niewypowiedziany smutek.
Wszystko, co najważniejsze;
odkryte nieba, przydymione słońca;
miłość w muślinie, zaklęcie dotyku;
pierwsze kochanie i słowo napierśnik;
nocne szlochanie, księżyc, pies i cisza;
samotność w korcu maku, jałowy jałowiec;
oto człowiek, a to jego anioł;
tęskno mi Panie, testame
Niech gilotyny nie ścinają głów,
barykady rozbiorą się do snu,
niech sen na sen pójdzie do łóżka,
a bezsen, jak bezsens, niech się dłuży
innym, ale nie nam.
Królom niech będą korony, słowa słów,
uśpionym miękkie poduszki, jasne sufity.
Milczenie niech będzie milczeni
Ciszej i ciemniej. Wciąż i wciąż.
Rzeczy obędą się beze mnie.
Krzyczy w środku, tak, żeby nie bolało,
a boli. Zaciskam powieki.
Tak już zostaną jak legły,
w bezsilnej chwili rzucone kamienie,
tak między nimi wystrzelą osty i pokrzywy.
W powietrzu jest jakiś brak powietrza
i
Przeczytajcie i weźcie pod rozwagę. Mnie ruszyło nad wyraz.
Po pierwsze:
http://www.polskieradio.p...ego-zabijac-psy
Po drugie:
"Zgodnie z zarządzeniem z 23 listopada eutanazja zdrowych psów jest sankcjonowana. Nad czworonogami, które zakończyły pracę nie przewiduje się ża
Jeśli miałbym skrzydła sfrunąłbym
na ziemię.
Na drzewo tuż za oknem,
na parapet, na poduszkę
i na twoje samotne
niechcenia.
Ale nie mam, więc runę
ciężko i z całą potęgą hałasu.
I to będzie dobre.
Tutaj, w chmurach, ciężko jest
trzymać głowę.
Nie ma widoków, a
jak co roku o tej porze
wokół słychać tęskny śpiew
ludzie idą przed wieczorem
by Maryi oddać cześć
gdy różaniec dzierżą w dłoni
i litanii słowem pięknie
do figurki przystrojonej
idą wielbić swą Panienkę
o Matuchno weź w ofierze
tę modlitwę w ludzkim tłumie
ofia
Mendno polska, szefie, kolego z pracy,
przechodniu przez park po godzinach czuwania,
obleśny polityku, dziwko dziennikarska,
kaczko przyzwoitości na falach dumania
i ty, mickiewiczowsko-smarzowszczowska
beznadziejna chwało...
Osobna kategorio ludzi,
mających być nago, chodząca w purpu
z cyklu "Bez litości"
Otumaniony świt
pędzi na oślep
ku południowej tęsknocie
bezsenna noc odchodzi precz
za horyzont marzeń
Skalny cień odarty z pożądania
umiera bez tchu
Zdławiony ciszą poranka
jęczysz w konwulsjach
dzikiego orgazmu
w bełkocie pustych frazesów
pajęc
Za moją nieodpowiedzialność,
za ten grzech bycia chłopięciem,
za spontaniczne, zachłanne,
za wszystkie małe i udawane wielkie,
za apetyt na wiśnie, za gruszki
z niejednej wierzby rwane,
za zapomniane i pamiętane -
odpuść mi, Panie Kochanie.
Bywałem ja od ciebie ofiarowany rze
z cyklu "Bez litości"
Umierają w ciszy
młode brzózki
na chwałę kościoła
na pociechę posłusznych
opętanych dusz
zagubionych w dogmatach
i pustych frazesach
pięciu przykazań
Złośliwą nutą
graną naturze
u lata bram
gdzie wiosna
zakłada podróżną suknię
i z torbą
Wszystkie te małe, codzienne śmierci
są takie bezużyteczne, że aż niewłaściwe się staje
ich odnotowywanie.
A jednak z kronikarskiego obowiązku
i niejako z zamiłowania do różnych podsumowań
odnotowuję.
Ponieważ odnotowuję na marginesie
spraw naprawdę ważnych - trzeba wyrzu
Pewnego dnia tutaj mnie nie będzie.
Gdzieś będę, ale nie tutaj.
Pewnego dnia spojrzę wszystkowidzącymi oczami
na nic niewidzących, jak kiedyś, teraz, ja.
Teraz, w tej właśnie chwili umiera ktoś bliski.
Ktoś daleko umiera, nie widziałem go od lat.
Teraz podlewam bazylię kupioną
Dobrze jest wyłowić rzecz wartą publikacji. Wyciągnąć z powodzi tandetnych tekstów na literacką powierzchnię. Coraz więcej godnych przeczytania znika z naszego pola widzenia; wypierane są z niego przez utwory mało istotne. Nieduża książeczka* Tomasza Borkowskiego jest zbiorem dwudzies
Bunt
Bez filozofii nie ma literatury. Filozoficzna, poszukująca i odnajdująca, bo twórcza myśl, statek przycumowany do życia, żaglowiec kołyszący się w przystani, stała więź z otaczającą przeszłością, wyraźna, między i ponad pokoleniowa symbioza ludzkich poszukiwań, azyl, schron
Umieszczono mnie w przezroczystości szkła.
Może jest tylko moją powłoką,
a może już stałam się nim?
Granice są jak protony
- nie widać ich, ale wiemy że są.
Ktoś wyrwał mnie ze świata
i umieścił tutaj.
O dziwo, jestem w stanie żyć.
Spójrz na tę krzyżówkę, co w
- Są nieba?
- Wielkie nieba, nie!
Jest tylko ich potrzeba.
Jak łaknienie, głód, pragnienie,
gdy brak, kiedy nie ma
na co sobie zasłużyliśmy.
Jemy piasek, pijemy słoną wodę.
Żyjemy w fatamorganie. Już
czas w drogę.
Słońce zaszło, a gwiazda
niech nas prowadzi
z
Na dziewiątym piętrze wielkiej płyty, w skąpym pokoju
z oknem na okna i kominy, poeta
ma swój pałac i dziewięć kręgów piekieł.
Przechadza się dostojnie na szczudłach metafor,
rzuca epitetem w odrapaną ranę
po dzieciństwie utraconym, po porzuconym pięknie.
Pije kawę i wódk
widziałam krwawy płacz dziurawca
strach mieszkający w uściskach gałęzi
i oczach drżącej sarny
słyszałam głos Boga lasu
w mowie potoku omywającego kamienie
w rozmowie z brzozą śpiewie ptaków
wiatrem zaplatał warkocze trawom
wkładał sekrety w kieszeń dę
W rozgrywce prowadzonej obecnie, artysta awansował do roli jej nieistotnego pionka i jest elementem dwuznacznej gry o swoje ponure przetrwanie. Jeżeli jego fabularne brykiety nadają się do publikacji, można na nim zarobić. Jeżeli nie, opowiada mu się banialuki o wolnym rynku kultury.
Ich
Niewielka część pragnie mieć całość.
Przede wszystkim coś do powiedzenia
w kwestiach najważniejszych. Filozoficznie
i eschatologicznie.
Właśnie ta niewielka część uderza teraz w bęben.
Jak dobosz zagrzewający do marszu. Naprzód.
Równo i miarowo. Do wyznaczonego celu.
Nie
Zdawało mi się, że śnię sen żałobny.
Do drzwi zapukał cień. Na dzień dobry
wdarł się, rozłożył, na lampie zwiesił chałat.
Bez słowa wyjaśnienia, bez cienia wątpliwości,
uczepił się myśli, omotał czasy przyszłe,
tak się rozgościł, jakby wpadł z wizytą
przyjaci
Podchodziła do mnie trzy razy w tych dniach. Ach, gdybym się mógł spodziewać!…. A mógłbym. Gdybym choć odrobinę zaufał temu, który rozdaje drinki z palemką. Czy i mnie obdaruje, dotknie swoją dobrocią? Da pogłaskać kota o imieniu… (nie znam się na imionach kotów) A może wszystko jest iluzją i dwie wieże musiały runąć dla duchowego
A kiedy okryjesz mnie swymi piórami, nie ulęknę się strachu nocnego. Najważniejsze, że będzie cicho, że wszystko wydarzy się w ciszy. Cisza nie porusza powietrzem. Jest sokiem nocy i jak sok jest gęsta. Ona otula wszystko, jak Ty, piórami, otula kocem utkanym z bezczucia. W takiej ciszy nie słychać kiedy ktoś umiera. Tak zwyczajnie, niezauważenie.
Ty jesteś moim synem, Ja Cię dziś zrodzilem. Ja jestem twoją drogą, Ty jesteś moim synem. Noc rozerwałem światłem, Dzień zasklepiłem niebem. Odszedłem z ptaków śpiewem, Nie byłem pewien. Z dwóch drągów powóz twój Na Czaszkę wiózł Cię byś potem Uniósł tam wzrok swój, a ból Kapał pokotem. Ty jesteś moim synem, Ja jestem twoją
▪Niech otworzą się bramy nieba Otworzą się bramy nieba niech Się bramy nieba niech otworzą Bramy nieba niech otworzą się Nieba niech otworzą się bramy▪ Niech otworzą się bramy nieba A wy którzy tam wejść chcecie Zdejmijcie buty i umyjcie stopy Niech w sercach waszych roztopy Mróz odejdzie w niepamięć i szarość Tam gdzie
Biała koronka, lśniąca i czysta, niedodziergany do końca księżyc. I to niedodzierganie rzucone na malowanie akwarelowe, błękity i róże. Obrus na stole świata, który stanął na głowie. Cała reszta pochyla się i kapie jazgotem z tlustych łapsk, dziegciem chciwym na te róże, błękity. Nienawiść unosi się przy tym smogiem. Podczas gdy ciemność przynosi ciszę i
Niech wody Jordanu przyniosą ukojenie. To twoja ręka, Janie, trzyma moją głowę pod powierzchnią. Widzę światy, pokolenia. Widzę miasta w płomieniach, cienie ludzi. Widzę te wszystkie straszne rzeczy, czuję ból. Ale w tym wszystkim, lub też mimo tego są tu, w wodzie Jordanu, piękne i najpiękniejsze obrazy. Miłość, która temu towarzyszy, uczucie ciepła, bezpieczeństwa. Wystarczy
Zaczytawszy się, zapatrzywszy w litery, a myśli, gęsi szare, odleciwszy w błękity, w oddale, zadość, żeby się w porę, zamałość żeby zdążyć przed ciszą nocną, przed snem, wieczorem. Przy tym woda na makaron, samo fusili wyparowawszy, smażywszy się żywo, śmierdzi i dymi. A ty siedzisz na twardym i gapiąc się roztrząsasz w stoickim zachwycie: przedśmierć
Jest u nas na oddziale taki mały gość. Ma twarz jak poczucie humoru genetyki. Przypomina te małe, ozdobne dynie, które pojawiają się w okolicy Halloween. Kiedy patrzę na niego, za każdym razem zastanawiam się jak on się goli. Może się nie goli? Odwracam wzrok bo głupio tak się gapić. Na te rurki, igiełki, kropelki na
Ostatni dzień roku jest jak zamykanie ostrygi. Najpierw była ciekawość, później domysły przepoczwarzyly się w wyobrażenia co też tam jest w środku. Przy pomocy krótkiego noża, jak przy otwieraniu ostrygi wdarlem się w ten rok, który mija. Okazało się, że ciało każdego dnia było moje, i krew była moja gotowa do spożycia. Nie było perły,
Tobie przebaczę, sobie nie wybaczę – miastu i światu i ciemności i światłu. Chmurom na opak, nie opadnę lecz wzlecę. Rzece, jej źródłu i korzeniom drzewa i płatkom kwiatów, które się podniosą, z nową jędrnością wrócą cieszyć oczy. Przebaczę powierzchowność spojrzeń i dotyków, nieprzemyślaność rzeczy, słów i zaniechania, zwyczajność dla mnie zupełnie nadzwyczajną, obojętność rozpoznania,
Najnowsze komentarze