Czytajmy, bądźmy zorientowani w otaczającej rzeczywistości, bo tylko wtedy dyskusja będzie miała sens, tylko wówczas nie stanie się kolejną słowną przepychanką: zbiorem emocjonalnych obertasów! Czytajmy, pogłębiamy wiedzę, ale nie tą [...]
– Nie można umieć na 100%. Człowiek pobieżny, uważający się za erudycyjnego macho, popełnia śmiertelny grzech pychy, ma skażone, toksyczne, ograniczone pole manewru, dysponuje chybotliwym zestawem argumentów, które są w zasadzie słuszne, niejako właściwe i ogólnie wyznawane, dopóki nie trzaśnie się w łeb i nie odkryje nowych.
Im mniej wie, tym łatwiej mu lawirować pomiędzy [...]
Nie pamiętam za dużo, tylko to co złe.
Dobro zjawia się rzadko, zwykle rano –
na palcach w obawie przed zauważeniem.
Niepewnie całuje dłoń, ściana się rumieni.
Po pokoju tańczą oddechy. Słońce je muska.
Miało ich nie być. Nie było ich.
Ale wróciły pod kwieciste niebo kasetonów.
To jest ich przestrzeń, wewnętrzne królestwo.
Moje serce nie ma żadnych specjalnych właściwości,
nie odnosi sukcesów, nie [...]
z tomiku "Wiersze niczyje"
Za jesienią pędzą radości
złoto wiatr sieje na polach
oczekiwania zgasły
płomień miłości zwariował
Głośna cisza wyje w rozterce
zaręczyny kpią z marzeń
w białym pierścionku
granat puszcza oko
do ślubu
Dla ziemi, ognia i powietrza.
I dla ciebie, i dla wszystkich małych rzeczy.
Coraz mniej mnie dla krzesła, kanapy i stołu,
coraz mniej mnie dla lektury, seansu, potrawy.
Mniej mnie na wiosnę, mniej na noc i na dzień.
Wszystko, czego jest więcej, to bezsens
czegokolwiek: straty, zwą
W biurze nie mogło być kurzu, żadnych śmieci, nierówno ułożonych na biurkach dokumentów. Plany konstrukcyjne musiały być w idealnym porządku. Wszystko miało tutaj swoje miejsce i hierarchię ważności. Najbliżej drzwi siedzieli gońcy, dalej kopiści, jeszcze dalej kreślarze. Im bliż
Na dziewiątym piętrze wielkiej płyty, w skąpym pokoju
z oknem na okna i kominy, poeta
ma swój pałac i dziewięć kręgów piekieł.
Przechadza się dostojnie na szczudłach metafor,
rzuca epitetem w odrapaną ranę
po dzieciństwie utraconym, po porzuconym pięknie.
Pije kawę i wódk
Mątwie na imię jest noc. I ona
wypłynęła na ocean zmierzchu.
Teraz ciemność jak mokry koc
okrywa mnie zapachem deszczu.
Czy wybaczę sobie,
jak to sobie wyobrażam?
Czy sobie wybaczę
bezkształt zdarzeń?
Wszystkimi ramionami mnie tuli i
oplata mnie i tatuuje atramentem
na mo
Wszystkie wiersze Rosy McArthur są o miłości.
Ona ma na imię Rosa, on Arthur, a w ogrodzie
kwitną tylko róże. Najpiękniejsze nieba
opisuje w Kwietniu, najmroźniejsze zimy
w strofie wystruganej jak wariatka z gliny:
Na imię mi niebyt, odkąd Ciebie nie ma.
Poszedłeś na wojnę, a t
Z zapomnianej ziemi zapomniane listy
przychodzą i odchodzą - z pamięci w niepamięć.
Ludzie, którzy tu żyli w zapomnianych domach
w zapamiętaniu pielęgnując ogród i rodziny,
bliskich mając na wyciągnięcie skamieniałej ręki,
obcych jak księżyc, dalekich lecz wiernych,
byli
Pisuję na rozmaitych forach literackich i często zdarza mi się publikować ten sam tekst. A robię to nie dlatego, by zachwycać się swoim nazwiskiem i fabrykowaniem gniotów, lecz dlatego, by czytać rozmaitego kalibru komentarze i komenciki: ciekawi mnie odbiór mojego gryzdania. Niekiedy zauw
Pan Chichot ma już swoje lata.
Jeździ na wózku i wśród problemów ma i takie,
których samo nazwanie jest obrzydliwe.
Ale Pan Chichot jeszcze się odpycha
i jeszcze oddycha. Pcha i cha, cha, cha
coraz słabszym głosem.
Pan Chichot sporo widział i teraz
jeszcze jedno widowisko ma prze
Boga nie ma, a więc internetu
nie wynaleziono ani
nie skonstruowano
wielkiego zderzacza hadronów,
który służy do mszy
na chwałę Boga.
I nie ma tych wszystkich
katedr i posągów,
nie ma dział ani dzieł sztuki.
Nie istnieją granice,
do przekraczania zaś jedynie strumień.
Dz
z cyklu "Rozwiewa wiatr"
Codziennie przemierzasz
ścieżki życia
te same drogi
poplątane ulice
kamienne schody
Wędrujesz donikąd
patrząc pod stopy
jak krwawią
czerwienią letnich
maków
Drażniące słowa
wystukują rytm
twej wędrówce
,, Z prochu powstałeś ''
Kim jes
Bohater serialu "Dom", Ryszard Popiołek, nie dożył naszych świetlanych czasów. Niestety, gdyż jego powiedzenie "koniec świata", miałoby teraz nowy sens. Tak jak jego powiedzenie, że "mogą zmieniać się systemy, a brama być musi".
Zastąpił go Obywatel Anioł, kukiełka skonstruowana
Wszyscy moi żywi krewni robią
wszystkie te rzeczy żywych.
Tyle, że na zdjęciach.
Robię zdjęcia.
Sobie.
Kadruję się w miarę
precyzyjnie.
Dołączam się do albumu.
Przyszło mi umrzeć, bo los tak chciał.
Los, który we własne ręce. Sprawy
są dziś ulotne. Gaz, płomień co zgasł -
księżyc w nowiu, nic więcej.
Złego się nie ulęknę,
nie klęknę, nie jęknę.
Nadszedł czas. Miało być tak pięknie
i jest. Taki ciepły ten wieczór.
Miewam sny, ale i na jawie często o tobie myślę.
I wyświetlam wciąż i wciąż ten film. Od in do out.
Reszta, poza tym fragmentem jest jak przerwa na reklamę -
wychodzę, parzę kawę, biorę prysznic,
zasypiam, budzę się.
I znowu wraca ten ostatni dzień.
Czasami inne dni, ale ten
Oddalają się od siebie. Planety
unikną zderzenia. Niepotrzebne
będą się od teraz poruszać niezależnie.
Przez chwilę były zbieżne, krzyżowały się
ich ramiona, nogi, zespalały masy,
rytmizowały pływy.
Teraz oddalają się od siebie.
I nie są już zamieszkałe
przez mi
Już wiemy, czego nie robi się kotu.
Czego nie robi się psu, akwariowym rybkom,
jak nie należy postępować względem koni.
Największy brak wiedzy dotyczy
migrujących granic między dwojgiem ludzi.
Tutaj pozwalamy sobie na eksperymenty,
których ranga jest godna największych odkrywc
Leży czaszka, leży kość, leży idea człowieka.
Pod murami nieba, za zamkniętą bramą, tuż obok.
Mówią, że nikt tutaj na niego nie czekał,
nie dla niego był obłok, nie dla niego rzeka
Ganges. Wprawdzie żył całe życie obietnicą,
wprawdzie całe życie żył nadzieją i such
Ból bywa wyrafinowany.
Bierze w obroty każdy gram.
Handluje litością, kiedy odchodzi
na chwilę.
Odbiera z procentem, jak lichwiarz.
Uśmiecha się przy tym z politowaniem
i zamiast się uśmierzać,
on się przysiada na łóżku
i ani mu w jego bolącej głowie
zasnąć.
Nie ma nic
Muszę powiedzieć, że nigdy przedtem nie było aż tylu matuzalemów w jednym miejscu. Jeżeli dotychczas zdarzały się większe imprezy, jak, dajmy na to stypy, jeśli wcześniej wszyscy zgromadzeni ciekawscy mieścili się w nim swobodnie, to teraz panował ścisk, powszechny entuzjazm, zaafero
Zapytałeś, gdzie będę jutro.
Wzruszyłam ramionami,
cisza zrobiła to samo.
Bo widzisz - jutro jest takie niepewne,
nie wiem, czy będzie mi dane.
Ale jeśli mleczarz dostarczy je pod drzwi,
doleję odrobinę do porannej kawy.
A potem razem ze mną pójdzie w dzień,
podlewać dzikie k
Wtorki odchodzą w niepamięć bezszelestnie.
Dołączają do poniedziałków i niedziel.
Spotykają soboty, czwartki i piątki.
Dzisiaj jest środa, ale i ona nie jest bezpieczna.
Kolejna kartka w książce o zmarnowanym życiu.
Przeglądam spis treści i coś mi się przypomina.
Otwieram t
Kostropatym świtem
w rozkwaszony zmierzch
na oślep
do przodu
do głupiego wciąż
nieżwawymi sprintami
wciąż idzie i idzie
i po gongu też
kreator niedzielny
łachmyta pod wiatr
fachura na stos
wybitny powszedni
za mało na schwał
jak zwykle nie to
i nigdy w sam gust
i zn
Więc jak to się skończy? Gniewem i pożogą,
potopem, chłodem, odwróceniem morza,
czy może ciszą, spowolnieniem ruchu,
stopniowym, lecz skutecznym zamykaniem powiek?
Czy warto jeszcze zrobić coś dobrego,
czy zło straciło sens, a życie pewność?
Czy wobec tego ma być tak jak jes
Między rzeczywistością szpitalną,
czyli miejscem, w którym lekarze
robią co mogą, a pacjenci
przychodzą i odchodzą,
a światem zewnętrznym,
czyli miejscem, w którym ludzie
robią co chcą, albo nic sobie nie robią
i nie wiedzą już co jest ważne,
jest wąska szczelina,
w któ
Oddaliśmy w niewolę nasz stoicki spokój,
nieleczony rozsądek ma się co raz gorzej.
Wciąż uogólniamy co tylko możliwe:
małe nieszczęścia, nieduże tragedie.
A kiedy przychodzi koniec świata
- bo to zawsze jest koniec świata -
potrafimy mimo wszystko tak pięknie
współczuć.
Za całą zbrodnię, za powinność
bycia kimś innym, za obyczaj
konkurencji, za wczorajsze dni,
za jutrzejsze dzisiaj -
odpuść nam nasze winy.
Za dziecinną wiarę, za niczym
nie skrępowaną ufność, panie,
za nienasycenie, pragnienie,
za każdy rzucony kamień -
odpuść nam na
Ślub odbył się przed tygodniem, lecz dopiero dzisiaj mieli okazję świętować. Przylecieli wczoraj, późnym popołudniem. Jak zapewniano ich w biurze podróży – z hotelu wychodzi się wprost do raju.
To była ich wymarzona noc poślubna. Pierwsza z dziesięciu tutaj. Jedna z wielu. Nie cho
Poeci na fotografii
wyglądają jak zwyczajni ludzie.
Mają normalne twarze,
oczy bez obłędu.
W zatrzymanej chwili
nie ma nic z meatafor -
ot, coś zupełnie znośnego
dla papieru.
Czasami wychodzą z kadru.
zabiorę obowiązki
wykonywane codziennie jak pacierz
obrus w kwiaty pachnący ciepłą zupą
zostawię - nieme ściany
z szeroko otwartymi ustami ze zdziwienia
zestarzałe prześcieradło ze śladami zmarszczek
kiedy odejdę noc nie zamknie powiek
głodne oczy szukać będą widoku twa
Ty
co myślisz według instrukcji
Przed dojściem do rozumu
nie zabieraj głosu
Możesz być tylko delatorem wyznań
których brak nie oznacza potrzeby
Ty
co sądzisz że wystarczy wymigać się
z odpowiedzialności
za cokolwiek
żeby być człowiekiem
i dosłużyć się szacunku
pope
Jak byliśmy dumni, kiedy pierwsze listki
wzeszły nad ziemię! Jak cieszyło, że rosło,
jak radowało się serce!
Korzeń był dorodny, soczysty i jędrny.
Potem wyrwaliśmy. Przez chwilę podziwiany,
szybko roztarty, wyżęty, pozbawiony soku.
Było smacznie - na wspomnienie jeszcze
Oceany opadają rozproszonymi kaskadami.
Podobno za horyzontem jest bezkresne, błękitne niebo,
ale tutaj, w zasięgu wzroku,
zaciężne chmury w elektrycznym blasku
spiżowieją jak nadąsany bachor.
Drzewa mówią, że wkrótce nadejdzie potop.
Chcą się poderwać do lotu, uciec.
Zbyt
Poeta onkologiczny pisze
o umieraniu, czyli o życiu.
I choć poeta ma onkologicznie
wyjebane na wszystko, to
chciałby mieć czas.
A w tym czasie chciałby mieć
domek pod lasem, słoneczniki
wzdłuż płotu i taką ławeczkę
pod oknem, na której siedząc
mógłby delektować się winem
Ktoś mógłby mną sterować, dbać o mnie,
karmić i poić, wysyłać do kina, pracy, lub do zoo.
Mógłby doglądać wszystkich spraw, pisać za mnie pisma
urzędowe, naklejać znaczki skarbowe, opłacać gangsterów,
usuwających z mojej drogi natrętów i szuje.
Ktoś mógłby za mnie ko
Jest u nas na oddziale taki mały gość.
Ma twarz jak poczucie humoru genetyki.
Przypomina te małe, ozdobne dynie,
które pojawiają się w okolicy Halloween.
Kiedy patrzę na niego, za każdym razem
zastanawiam się jak on się goli.
Może się nie goli? Odwracam wzrok
bo głupio tak się
Jeszcze nie składamy broni, bawimy się
życiem. Godziną złotą, magicznym światłem,
dopiero kiedy noc - samotne żagle, z szuwarów port
będzie ich ukryciem.
Wiatry nad wodą i wyżyny fal, łupiny orzecha,
my w nich stojąc - chcialoby się nie kłaniać
wodnym słojom, chciałoby
Niektórym śmiertelnikom wydaje się, iż starczy znaleźć się w ławach poselskich i bredzić ile wlezie, by zasłużyć na miano jasnowidza zbawcy narodu.
Osobnicy tego pokroju żyją poza rutyną codzienności: odrębnie. W chmurach z krainy marzeń. W doktrynerskim raju i w otoczeniu kolor
Wraca do domu, zaparza herbatę, siada przy stole.
Nasłuchuje życia, podgląda przez okno. Zamyka oczy
zanim zacznie boleć --
Budzi się w nocy, zaparza herbatę, siada przy stole.
Nasłuchuje, podgląda, zamyka oczy. Zanim zacznie
świtać --
Znowu wraca, zamyka oczy. Siadają przy sto
Na fotografii są obecni wszyscy.
Częściowo przezroczyści, ale jednak wciąż
trzymają się krzesła, podłogi i ściany.
Trwają w doniosłości trzaśnięcia migawki.
Czas, który im dano, jest zbyt krótki aby
zauważyć znikanie, czekanie, przetrwanie.
W tym ledwie ułamku tej ledwie
Nawijam horyzont na szpulkę pamięci.
Drzewa i ptaki, chmury i liście, kominy,
eklektyczne trakcje, elektryczne racje,
frakcje, reakcje, zapędy omnipotęgi,
dyktatorskie wdzianka, liche truchełka,
skąpe ubranka, partie i rozgrywki,
wyimki z literatury wielkiej
i tej zupełnie maleńkiej.
Dziura po murze, umarłe żurawie,
wyblakła czerwień, nowe i stare twarze.
Zatem mamy co świętować.
Pieśń tylko nie chce się śpiewać,
a wiara przestała dojrzewać.
W archiwach jedynie i w muzeach
jest pewien spokój o przyszłość.
Na ścianie ktoś sprayem wydrapał
Quo vadi
Złym ludziom dobrze z oczu patrzy
na świat uczuć martwych.
I mają proste ścieżki, gładkie dłonie,
i mają na balkonach kwitnące pelargonie.
Ich psy nigdy się nie łaszą do obcych,
ich koty zawsze są czarne i dzikie.
Złym ludziom mówię "dzień dobry" -
zupełnie na wszelki
Zrozum mnie nieźle, porusz.
Nie byle jak i nie na odczep.
Na tyle, aby było
dobrze.
Nie musi być nazbyt,
ale żeby nie było
byle.
Na tyle, żebym nie musiał mówić,
że roztrzaskane w drobinki
nie sklei się w nieroztrzaskane,
a mokre
kiedyś się wysuszy.
Nie wierzę słowom, bolą mnie litery.
A jednak piszę kolejny nekrolog.
Lepiej mieć to za sobą -
i choć na wszelki wypadek, to jednak lepiej,
bo kiedy się stanie dziwną koniecznością,
to nikt za mnie tego nie napisze.
Więc piszę: było sobie życie.
I tyle - bo słowom nie wi
Nie wiem gdzie jestem i gdzie jest to, co czuję.
Niby tu, niby tam. Gdzie-nie-gdzie i tylko czasami
wydaje się, że wiem.
Ale nie wiem. To jest piękne.
Jeśli coś jest, to jest, jeśli nie ma,
to nie ma teraz. Ale czy będzie?
Być może.
Coś mnie tutaj kręci, coś mnie podnieca.
Słabi biją słabych.
Bezsilni biją bezsilnych.
Ogień gasi się ogniem.
Wojnę wojną.
Tylko kropla drąży skałę.
* * *
Mury oddzielają od murów.
Ludzie prześlizgują się tunelami.
Tunele czasami służą do przenoszenia
bomb.
Jedni ludzie budują innym domy.
Ziemia jest
Maurycy usiadł w kącie, przy kontuarze, w pobliżu półotwartych drzwi, obok muzyka, którego zatrudniono w Klubie na etacie wirtuoza. Poprzez kawiarniane opary widział, jak wsysały do środka zastępy smakoszy kawy. Co pewien czas wykopywały - nasyconych, a brzuchaty szatniarz kłaniał im si
Pewnego dnia zadzwonił telefon. W słuchawce zabrzmiał śpiewny głos kobiety. Należał do osoby, o której nie słyszałem od lat, której spodziewałem się nigdy więcej nie ujrzeć. Kobieta o bezkształtnej twarzy, tak pospolitej, że już od dłuższego czasu tkwiącej w mojej wyobraźni w s
Gdybym przekroczył cienką, czerwoną linię,
oddzieliłbymy grubą kreską mnie, którym jestem,
ode mnie, którym mógłbym być.
Ale nie ma żadnej lini i żadnej kreski.
Jest tylko okrąg, a ja - niedoskonały,
lub doskonały przez to -
sam nie wiem, czy się poruszam po nim,
czy tkwi
Romeo przelizuje się z Julią.
Potem dwa razy: w usta i w kapotkę.
Nie będzie z tego śmierci,
ale fun jak najbardziej.
Pijany Szekspir gryzie klawiaturę.
Może chociaż Ofelia umrze grzecznie
w przydomowym bajorze?
z cyklu "Kreolskie pieśni"
Napij się z mego kielicha
skosztuj kropli namiętności
posłuchaj pieśni księżyca
i dżwięku gwiazd
Ukryj aksamitne pragnienia
w oddechu mych warg
w piekielnej głębinie
w ramionach miłości
▪Niech otworzą się bramy nieba
Otworzą się bramy nieba niech
Się bramy nieba niech otworzą
Bramy nieba niech otworzą się
Nieba niech otworzą się bramy▪
Niech otworzą się bramy nieba
A wy którzy tam wejść chcecie
Zdejmijcie buty i umyjcie stopy
N
Otwieram okna. Wpuszczam i wypuszczam.
Podobnie jest z drzwiami. Wchodzą i wychodzą.
Wszystkie niepotrzebne i wszystkie potrzebne.
Przyziemne i podniebne. Godne i haniebne.
Otwieram oczy i zamykam oczy.
Zacznijmy od początku: otwieram okna.
To może się udać. Cała nadzieja w tym,
ż
Byłaś taka jak dłoń, trochę większa może,
a potem rosły twoje buty i sukienki.
Teraz jesteś drzewem, na imię ci Orzech -
Z zewnątrz twardy, w środku zaś miękki.
Zawsze, maleńka, taka moja,
dla Ciebie ta piosenka, ta sukienka.
Rosły twoje sukienki i buty przez lata,
potem z
Łątka dzieweczka siada na źdźble trawy.
Nie rozkołysze cieniem, nie nagnie do ziemi,
muśnie ledwie błękitem, struną drgnie
i zniknie jak i my znikamy. W słońcu,
do którego oczy nie przywykły, czają się
omamy. Rozcina je kos skrzydłem jak brzytwą.
Struną drgnie, lecz dźwię
Przedawkowałem rzeczywistość i teraz
czeka mnie proces odstawienia.
Ból, którego się spodziewam,
wszystkie skutki uboczne
mogą mnie zabić.
Coś musi.
To kwestia wyboru.
Zbudowaliśmy domy-ogromy,
mamy tamy i cyber tamtamy.
Rozpętaliśmy burzę i duże
spaliliśmy ogrody. Dziś kłody
popalone w nich rosną,
kwitną dziegciem na wiosnę.
Rozwinęliśmy skrzydła,
przestrzeń nam się wygła.
I bliżej jest nieba niż trzeba.
I nic nam to nie da -
Nigdy nie było tutaj wody, na mojej pustyni.
Nic z niej nie wyrośnie, z tej mojej pustyni.
Nie zakiełkuje, nie wyda kwiatów, owoców.
Na mojej pustyni od czasu do czasu skorpiony,
salamandry, pająki. Na mojej pustyni.
Twoje słońce bezlitośnie mnie pali.
Moje łzy nie użyźniają j
Dzielę się. Jestem tu i tam.
Słowem i zdjęciem. Każdą czynnością i miejscem.
Dzielę się. Udzielam.
Spektakularne rozmnażają się jak drożdże.
Z zaczynu kliknięć, z rozczynu monitorów,
tabletów, smartfonów.
Z oczu do oczu, z ust do ust, z rąk do rąk.
Kumuluję się.
B
nie pozwól szukać po chmurach
po zwiędłych wiosnach i jesieniach
co złote być miały a opadły suszem
nie pozwól rozpleść gotyku dłoni
złożonych do błagań o klejnot
rzuć czasami szczery okruch -
obłoczek z niebieskiego stołu
który karmi motyle pana
parę słów skrz
"Zwracam się dziś do Was
w sprawach wagi najwyższej.
Ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią.
Warunki życia przytłaczają ludzi coraz większym ciężarem.
Naród osiągnął granice wytrzymałości psychicznej.
Wielu ludzi ogarnia rozpacz.
Historia oceni nasze działania.
Nie o
Więzienia nie potrzebują murów.
Architekt, nie mogąc sprawować kontroli
wciąż od nowa wznosi je i burzy.
Nie mając pewności co do fundamentów
i patrząc na wszystko z góry
woli zaczynać od nowa.
Najsmutniejsza w tym wszystkim
jest nieuchronność klęski.
Bo po co budować, sko
Ból, cierpienie, pewność
i nieuchronność śmierci -
w katalogu nie ma
piękniejszych powodów.
Dlaczego nie popełnisz samobójstwa?
Zamiast dreptać w miejscu
ten jeden krok rozsądku
wystarczy za całą podróż.
A może najmniejsza z wymówek
jest najistotniejszym argumentem?
Za chwilę wszystko będzie proste.
Już prawie się zatrzymało.
Ona go trzyma za rękę. Za chwilę
już tylko ciało.
Ona będzie przez chwilę jeszcze,
ale go zabiorą. Powietrze zostanie
tym samym, ale nie oddechem.
Coś się zatrzyma, coś się nie zatrzyma.
Ojciec, córka. Godzina
Na co tak patrzysz, młodzieńcze?
Uffizi powstaną długo po twej śmierci,
lecz ty pewnie przyglądasz się pannom,
które pod czujnym okiem dworek
suną do katedry?
Kiedy ręka maestro odrzuci to, co zbędne,
a pył ostatni, z którego powstaniesz,
jak stoisz, opadnie,
zanim zastygniesz
Ja, Kapulet zabijam ciebie, Monteki
za nienawiść, którą zrodziliśmy w sobie
i przyrzekam ci, że w jednym do śmierci
będziemy w zgodzie - nienawiść,
to najlepsze, co się nam zdarzyło.
Więc opowiem ci o swoich grzechach,
jak rosłem, dorastałem, o zmarszczkach,
siwych włosach,
z tomiku "Rozwiewa wiatr"
Małą kroplę egoizmu
zebrałam z twych warg
pocałunkiem szeptem
miłością
Małą kroplą krwi
zapłakało serce
Czasem spoglądam w lustro
za krótka chwila na szczęście
za dużo bólu
Los garbaty złoczyńca
rozdaje karty
odziera nas z godności
Jeszcze się dziwię, jeszcze mi nie wszystko
jedno. Wiem, nie ma w tym nic,
ale jednak. Wiem, to nie jest tylko dziś,
to się już zdarzyło, to się znowu będzie działo.
Wciąż tak samo mali, tak mało
potrzebują, potrzeba, nie potrzeba.
Wielkie mi nieba, piekła nie ma, hulaj!
Wie
Lustro zwraca czas przeszły.
Cokolwiek się wydarzyło, stało się minione.
Droga bezpowrotna, oraz drzewa przy niej,
kamień, ziarnko piasku,
które w oku boli.
Niepogodzenie świata, zwykła kolej rzeczy,
zbyt lekka zwiewność pojęć, niedorzeczność
życia.
Nawet płatki śniegu,
Przeklęty dniu, zła godzino. Ciemna i zimna,
w której nikomu nic się nie śni,
życia zasłono dymna.
Jesteś jak zwierz drapieżny, dziki,
za krat wsadzony marginesy.
Któż powyrywał ci pazury,
kto stępił kły i kto naturę
zawarł w podpunkcie, gdzieś w przypisach?
Nie czyta n
Co się wydarzyło, a co się nie zdarzyło?
Czyja była w tym wina, a czyjej nie było?
Czy może tak Bóg chciał, albo siła wyższa
od Boga, ojca, matki?
Albo te wypadki, upadki,
zmarznięte odpadki
miały jakieś imię?
Czy były przy nim/przy niej
wszystkie zmysły?
Domysły snuć
Nie ma mowy, żebym zapuścił sobie śmieszną brodę.
Na przedwczesną śmierć też jest jakby za późno.
Więc mam ci coś o sobie opowiedzieć.
Piszesz, że na zdjęciu wyglądam całkiem
normalnie. Nie bierze mnie to, ale
niech będzie.
Jestem w wieku, mam wzrostu i ważę.
Oczy s
Nie chcesz mojej pieśni
odchodzisz w mrok
tyle moich słów zamykasz
jednym gestem dłoni
Wyśpiewa je morski wiatr
zanuci ptak
Gdy odejdziesz w cień
twe serce zatęskni
do magicznych chwil
Pragnienia nuta zadżwięczy
w duszy i wrócisz znów
do gwiazd po moją pieśń
i będziesz chciał ob
Ziemia niczyja zawsze jest zamieszkała.
Ekosystem ma swoje prawa, więc ingerencja
to zawsze inwazja.
To, co żyło ze sobą w symbiozie, staje się
zagrożeniem dla nowego.
Uzurpowałem sobie prawa, wysyłałem szpiegów.
Dyplomacja przerodziła się z czasem
w delikatną perswazję dot
Nie trudno mi sobie wyobrazić
brak wyobraźni.
Wchodzę do pokoju bez niepokoju,
dotykam ścian sześcianu,
upadam na podłogę, leżę odłogiem.
Patrzę na sufitoskłon.
Konstelacje, dalekie gwiazdy, planety,
mgławice i
niestety tutaj nic nie ma.
Nic tutaj nie ma.
Niczego dobrego
zaledwie krok zaledwie kawałek
jedna maleńka chwila
uporczywa próba by się w niej znaleźć
czuć siebie więcej w każdej minucie
potrzebuję siostry potrzebuję brata
mojego ojca chłopaka potrzebna mi mama
lekarstwa jak dodawanie
odjąć jedzenie i płyny
równa się zapytanie
Co mnie uczyniło, czym mnie zastąpiło?
Przebiegłem przez las z zamkniętymi oczami.
Czy to życie, czy świat, czy to mi się śniło,
i czym było to coś, co nazywali snami?
Z zamkniętymi oczami,
z zamkniętymi sercami,
z zaciśniętymi ustami.
Sami, sami, sami.
Co mnie uczyniło,
Samica człowieka zostaje zapłodniona przez samca
i zachodzi w ciążę, która potrwa około dziewięciu miesięcy.
Zakończy się porodem i wpisaniem do różnych dokumentów
kolejnego człowieka.
Samica i samiec będą się opiekować swoim szczenięciem,
będą nad nim czuwać, chronić
Intelektualista nowej generacji posiłkuje się sformułowaniami zaczerpniętymi z brewiarza głupka po to, by tym dosadniej i uczeniej wyrazić dętą myśl, że nie ma nic do powiedzenia, a przy okazji, by jego wypowiedź wyglądała na mądrą.
nie użalaj się
tak prosto jak sznurek w kieszeni
cóż słowa nie mają znaczenia
nie zaliczony test
jeden z wielu
trwa
trzymasz mocno
a jednak nie odgonisz kruków
są we mnie
bielą kości odartych z mięsa
szaleństwem nieporadności
poranków
powinnam
powyżej nagich koron
pr
Im bliżej źródła światła,
tym cień staje się większy.
Nie chce się śpiewać ta piosenka,
która ma suknię w czarne groszki,
nie chce się nucić ta melodia,
ani w całości, ani troszkę.
Jak zwykle wstałem, zmyłem snu
ostatnie resztki z ócz kącika,
włożyłem coś tam,
z cyklu "Kreolskie pieśni"
Twoje wyspy szczęśliwe
odległe lecz takie bliskie
na środku ukrytych myśli
zasnute mgłą o świcie
Twoje wyspy szczęśliwe
to dwa pagórki tętniące miłością
w dotyku cierpliwych dłoni
spojrzeniu ciepłych oczu
To ocean marzeń
o kielichu otwarty
P o n i e d z i a ł e k
I M P U L S , by zobaczyć, co zmieniło się w mieście, zaskoczył go. Dawno już niczego nie pragnął i do niczego nie dążył; obrzydło mu rozumienie ludzi, którzy nie odpłacali mu tym samym, którzy nie odwzajemniali mu się bodaj minimalną próbą wniknięci
Mam talizman, który mnie ochroni
ode mnie. Dwadzieścia dwa centymetry
krwawo nierdzewne.
Trzymam go w ręce prawej,
w ręce skodyfikowanej, podpisanej,
opieczętowanej linią życia,
innymi liniami, bruzdami, papilarnie
i żylaście, moim prywatnym lękiem
i jego odwagą zuchwałą.
Z
trzymam jedno z sześciu ech
na peryskopową
nie dotarło jeszcze skarżenie piskląt
i gniew przewiewnych gniazd
wyściółka z zetlałego horyzontu
patyk z poidełka matki
zostaną
deszczowy dobosz przepisze im
przyczółki na śpiew
Zanim opłatek weźmiesz do ręki
pomyśl, czy dusza biała jak śnieg?
Jeśli skrzywdziłeś przeproś bliźniego,
miłością z serca szczerze się dziel.
Przypomnij sobie też matki słowa
w blasku choinki szeptane łzawo.
Śpiewając pieśni pełne nadziei
pod biały obrus wkładała sian
Pamiętam mały miejski ośrodek zdrowia
w fińskim domku. Przedmieścia
górniczej osady. Ty
w zapachu lizolu, pasty do podłóg, gorącej wody
na kolanach polerowałaś centymetr po centymetrze.
Gzie jest ten domek, podłoga, ten zapach?
Gdzie jesteś?
W sąsiedztwie były ogrody, prz
Utraciliśmy równowagę. Przestrzeń jest mętna.
Śmierdzą mułem. Główny nurt nie oczyszcza.
Światło jest tylko na obrzeżu.
A każdy z nich wierzy,
że zmierza w górę strumienia.
Byle prędzej, byle dalej.
W ławicy bezpieczniej, w ławicy jest siła.
Jak ogromna kałamarnica -
...w momencie, kiedy wszystko nam się wydaje stracone, pojawia się znak zdolny nas ocalić; kołatano już we wszystkie drzwi wiodące donikąd, na jedyne zaś, którędy można by wejść i których daremnie szukalibyśmy sto lat, natrafiamy bezwiednie i otwierają się one.
Marcel Proust –
Gdybym chciał się zabić, czy wybrałbym skończoną
przez obojętną objętość filolki zawartość,
czy może, wbrew kolorom błękitnemu i różowemu,
coś bardziej, lub mniej więcej zbliżonego do czerwieni?
A może decyzja, którą niewątpliwie
z zupełnie lekkim sercem, lecz cięż
Między mną a moim ciałem jest
pewne napięcie. Podsycane
uczoną propagandą może doprowadzić
do otwartego konfliktu.
Pokazujemy sobie pazury,
szczerzymy do siebie zęby.
Davis gra "So What".
Ciało - coraz bardziej nie moje,
myśli - coraz bardziej niechciane,
Słowa - coraz bardziej zużyte,
a kolory wyblakłe na ścianie.
Cieniem kładą się żółte wspomnienia,
na poduszkach szepczą snów baśnie.
Ktoś miał zdobyć świat, całą ziemią,
komuś świeczka w oknie dziś
Wdech i wydech jeszcze funkcjonują.
Podobnie inne bezwarunkowe odruchy.
Włosy i paznokcie rosną bez przypominania,
krew sobie krąży, pocę się, wydalam.
Reszta to dziwny związek
złączony sakramentem.
Na złe (tego więcej),
na dobre (czasami),
w zdrowiu (oby, oby),
chorobie (có
Nawet koniec roku ma dwa końce.
Był jak pies na kość wygrzebaną z trawy,
lub jak kość wygrzebany przez ślepego psa.
Więc jak kość, która wyrosła,
pełna soczystego miąższu. Niedaleko
pada kość od kośćca, a tym,
co za młodu nasiąknie, tym na starość...
Kość z kości
Oto jest droga prosta
co do prostych rzeczy wiedzie.
Do miast o prostych nazwach,
z murami prostymi. Za nimi
mieszkają bardzo prości ludzie.
I choć prosta, to idzie
jakoś wyboiście.
I choć prosta, to wy boicie się
z iście skomplikowanym
podejściem do życia.
Nie wszystkie cele
Po ciężkiej nocy uparta myśl o stworzeniu symfonii wracała jak bumerang i znowu, niczym zadra, tkwiła w nim. Było to zamierzenie wielkie, przeczyste, warte mszy. Zwłaszcza dla niego, rzępoły z dansingowych ochlajów. Miało go uratować z nijakości i przedstawić jako wyjątkowego twórcę, którym pragnął być od zawsze. Lubił być w sytuacji pociąganego za język, indagowanego,
Jechałem szukając jej pokoju. W kącie jednego z nich dostrzegłem siwą i pomarszczoną Martusię. Leżała w dziesięcioosobowej komnacie zgrzybiałych piękności. Zajmowała miejsce tuż przy oknie wybałuszonym na ulicę. Dzięki temu była właścicielką połowy parapetu. Trzymała na nim dorobek swojego życia, sfatygowane radio, paczkę pampersów, wytłamszony batonik i dwie puszki z czymś słodkim na niedzielę. Pozostały
Muszę powiedzieć, że nigdy przedtem nie było aż tylu matuzalemów w jednym miejscu. Jeżeli dotychczas zdarzały się większe imprezy, jak, dajmy na to stypy, jeśli wcześniej wszyscy zgromadzeni ciekawscy mieścili się w nim swobodnie, to teraz panował ścisk, powszechny entuzjazm, zaaferowany zgiełk. Kiedy zaś po domu zaczęła krążyć wieść, że oblubieńcy dawno już przekroczyli siedemdziesiątkę,
Intelektualista nowej generacji posiłkuje się sformułowaniami zaczerpniętymi z brewiarza głupka po to, by tym dosadniej i uczeniej wyrazić dętą myśl, że nie ma nic do powiedzenia, a przy okazji, by jego wypowiedź wyglądała na mądrą.
Przez długi czas nie mogłem rozgryźć sprawy; krążyłem wokół niej i nic mi nie przychodziło do głowy. Byłem zawiedziony, bo kiedyś zajmował stanowisko zbliżone do mojego. Nie takie samo, lecz porównywalne: wówczas wyrzucał z siebie heterogeniczne sądy, burzycielskie mniemania, wtedy coś nas łączyło, choćby wspólna membrana. Mogliśmy przerzucać się tożsamymi przekonaniami, a nasze nocne dyskusje
Często zachodziłem do Karola, bo chciałem zobaczyć pokój, który jeszcze parę dni temu zajmował. Do Karola, gdyż nawet później nie myślałem inaczej o swoim pokoju. Mieścił się na pierwszym piętrze, po przeciwnej stronie korytarza, o krok za łącznikiem zespalającym oba skrzydła Domu, koło windy, tuż za rogiem. Skręcało się w stronę dyżurki, przechodziło obok brudownika
Pod tekstami omawiającymi twórczość Szymborskiej, poetki rozpoznawalnej na świecie, cenionej za głębię i zaskakującą precyzję sformułowań, wydawanej w milionach egzemplarzy, znajdowałem koszmarne wybroczyny internetowej myśli w rodzaju: „ale płytka nędza! Ja takie bzdety piszę w kiblu”. Z ciekawości zaglądałem na tak zwany profil komentatorskiej łajzy, bo chciałem się przekonać, jak sama pisze, bo zakładałem, że
– Nie można umieć na 100%. Człowiek pobieżny, uważający się za erudycyjnego macho, popełnia śmiertelny grzech pychy, ma skażone, toksyczne, ograniczone pole manewru, dysponuje chybotliwym zestawem argumentów, które są w zasadzie słuszne, niejako właściwe i ogólnie wyznawane, dopóki nie trzaśnie się w łeb i nie odkryje nowych. Im mniej wie, tym łatwiej mu lawirować pomiędzy
Wstęp Razem z upływem lat coraz chętniej wracam myślą do tamtych chwil, gdy żyłem odseparowany od dzisiejszych trosk. Przedtem, zanurzony w kolorowych reminiscencjach, utkany z niegdysiejszych marzeń, mogę teraz wyławiać z pamięci widma odległego dzieciństwa; roziskrzone i natarczywe przypominają mi, że warto ulec pierwszym porywom zasychającego serca, wczesnym odruchom naturalnej żywiołowości, poddać się przeczuciom
Często czułem się jak krasnoludek wierzący w dzieci. Nieraz widziałem to, do czego nie powinienem się przyznawać. Zacznę od Mamy. Był to czas, gdy wolałem nudzić się zespołowo, wyjść na podwórko, zobaczyć inne dzieci, usłyszeć, jak żyją, co robią, kiedy starych nie ma na horyzoncie, no i czy mają prawdziwego tatę. Jednak mogłem się z
Najnowsze komentarze