Archiwum kategorii: Podcast

Srebrne miasta

Zbrodnię przeciwko człowiekowi może wybaczyć bóg,
zbrodnię przeciw miłości tylko jego matka.

Ziemia Święta nie jest niewinna.
Jej dzieci żywią się ciałem swojego ojca,
piją jego krew.

W tym akcie nie ma nic z oczekiwania.
Wzniesione mury, kopuły, wydrążone lochy,
a nad wszystkim swąd tłuszczu, dym stosów, rzeź –

oto obraz zwycięstwa, jęk,
który ma zagłuszyć śpiew łańcuchów.

Śpij, córko. Księżyc znów jest za oknem.
Nie gasną ognie goryczy.

[display_podcast]

Spiro

Czemu nie wyobrazić sobie olbrzymiej macicy,
w której dojrzewają galaktyki?
Rozszerzają się przestrzenie, napełniają światłem.

Gdzieś tam, przylega do błony pierwotny byt,
ożywiony i czerpiący z matki.

Cykl jest powtarzalny: krew z krwi, tkanka z tkanki.
Umieranie, odradzanie, ruch obrotowy, mrok, światło.
Wszystkie opozycje zapisane w genach,
przewidywalność końca, a także
elipsy, trajektorie, wreszcie najważniejsze – spiralne,
rozszerzające się jak epidemia i im bardziej odległe,
tym konsekwentniej zapominające o swoim początku.

Kielich wciąż jest otwarty. Jest wszystkim i zawsze.

[display_podcast]

Matko nasza

Matko, która odarta z należnej ci pieśni,
bądź nam ostatnią, jak i pierwszą jesteś.

Ty, która nie znasz krwawych łąk boleści,
bądź nam ostatnią, jak i pierwszą jesteś.

Której synów odebrano dla ich wątłej chwały,
której świętość zabrano dla wielbionej księgi,
której miejsce przy stole zastawiono złotem,
której mądrość i miłość okraszono śmiercią

bądź nam ostatnią, jak i pierwszą jesteś,
odarta z należnej ci pieśni, pierwsza matko.

[display_podcast]

Frazes

W pewnym wieku
życzenia stu lat brzmią jak pragnienie
rychłego zgonu
pozbawionego dostojności jubilata.

Oczywiście, można mnożyć,
ale któż by chciał: bez zębów,
w ostatnim stadium zwiotczenia,
pomarszczenia, zapominania,
z listą leków dłuższą
od życiorysu?

Ostatecznie to dobre życzenia.
w pewnym wieku.

[display_podcast]

Pogarda

Przymiotniki wartościujące większe
potrzebują wartości mniejszych.
Tylko tak są w stanie coś znaczyć.
Ze wszystkimi dzerżawnymi naj
puszą się i przyciągają brzmieniem,
zapachem, pawim piórem.

Gdy je pozbawić rzeczownikowych odniesień,
pozostają nagie i smutne.
Mogą się jeszcze nadymać, mogą próbować
swoich sztuczek, ale
najcichsze z najmniejszych najgłębiej
dotykają ich najbardziej nikczemnych
słabości
i to bez pogardy, a z ubolewaniem.

[display_podcast]

Lustra

Butelki
mają szczęście, mają swoje skupy.
Można je użyć raz i na nich zarobić.
Napełnić tym i owym, albo tamtym i owantym.

Prawda – nie można im zmienić koloru, czy kształtu,
ale zawartość to już do oporu.

Człowiek
może mieć metrpięćdziesiąt, albo prawie dwa,
cierpieć na nadmiar cukru, albo nadgorczycę.
Może pisać wiersze, albo nic nie pisać,
albo może dyktować innym: słowo, rozdział, życie.
Może dać się polubić, albo wręcz przeciwnie –
można się przy nim poczuć dobrze, lub okropnie,
dziwnie. Może być spod znaku krzyża, albo półksiężyca.
(Krzyż można złamać dowoli, z półksiężycem kicha.)
Może mieć dwie lewe ręce do roboty,
albo dwie prawe – z racji tego, że prawe,
zupełnie do niczego.

Jeśli jednak chodzi o butelkę,
to bez przeszkód zmielona, przetopiona, zwalcowana,
powleczona mieszaniną magii i koszmaru,
może się przydać jako rekwizyt w bajce,
lub zapowiedź nieszczęśliwych lat siedmiu,
lub szczęśliwych paru.

[display_podcast]

Dysocjacje

Otwieram okna. Wpuszczam i wypuszczam.
Podobnie jest z drzwiami. Wchodzą i wychodzą.
Wszystkie niepotrzebne i wszystkie potrzebne.
Przyziemne i podniebne. Godne i haniebne.

Otwieram oczy i zamykam oczy.

Zacznijmy od początku: otwieram okna.
To może się udać. Cała nadzieja w tym,
że nie mam skrzydeł.

Robię wdech i wydech. Wpuszczam i wypuszczam.
Podobnie ten z lustra. Wchodzi i wychodzi.
Wszystko, co potrzebne i co niepotrzebne
zabiera ze sobą. Nie ma skrzydeł.

Otwieram oczy i zamykam oczy.
Krzyczę, milczę, potem znowu krzyczę.

Podobnie ten z lustra. Milczy i milczy.
Może tylko się krzywi. Może się krzywi.

[display_podcast]

Normy

Jeśli rozluźnione (na przykład sznurowadła
w zbyt dużych butach – – –

Dano nam więcej możliwości, niż była potrzeba.
Inne sami uprawniliśmy, aby je posiadać.
Stworzyliśmy ramy dla wielkich obrazów,
a tymczasem kropka szaleje na blejtramie
jak plamka na oku.

Ponoć takie plamki są objawem chorób –
chińska medycyna potrafi rozpoznać
z precyzją najnowszych zdobyczy techniki
która jest symptomem problemów z wątrobą,
a która, dajmy na to, genetycznym brakiem
empatii dla wrogów.

Rozbuchaliśmy chęci, obyczaje, żądze,
zatarły się granice między pojmowaniem
zła, dobra, najprostszych potrzeb
i zbędnych ambicji. A ponieważ się mieści
w naszych definicjach, każdy inny jest obcy,
na wszelki wypadek.

– – – kiedy chciałbyś uciec) mogą być przeszkodą.

 [display_podcast]

Wojny

Popatrz jak się napręża,
jak siłuje się mężnie
armia zaciężna niepewnych nadziei.

Najlepszych z pokolenia zabierało szaleństwo.
Najlepsze szaleństwa dziś są jak bluźnierstwo.

Pozostał z chwały głód, pragnienie
i wysuszony szkielet, i jeden może cud.

[display_podcast]

Święto przebiśniegów

Jakże barwny jest korowód, jaka piękna defilada zła.
Wciąż przybywa legionów, z nowych gardeł unosi się pieśń.
Nie ma końca i nikt nie pamięta, kto stoi na czele.

Patrz, synu, idzie wiosna. Ten ptak leci do gniazda,
a te maleńkie, zielone pączki na drzewach
wkrótce zamienią się w liście.

[display_podcast]