„Bękart”

Ten tekst nie ma nic wspólnego z klasycznym rozumieniem słowa „recenzja. Jest to raczej – osobista refleksja. Moim zdaniem pisanie o książce nie powinno być jej streszczeniem, tylko prezentacją własnych powodów, dla których warto po nią sięgnąć. Zachętą do lektury *.

Powieść Grzegorza Sudorowskiego „Bękart” rozgrywa się we Wrocławiu, ale jej usytuowanie jest fabularnym pretekstem; w rzeczywistości to miasto uniwersalne, siedziba wspomnień z dzieciństwa. Równie dobrze mogłoby nazywać się Bydgoszcz i leżeć nad Brdą, a most Uniwersytecki mógłby być mostem Królowej Jadwigi; chodzi o klimat ukazanych czasów. A ten, niezależnie od zlokalizowania, zawiązania akcji i przedstawienia intrygi, jest wszędzie ten sam. W każdym zakątku zdarza się bezprawie, głupota, sadyzm i demoralizacja, w każdym też znaleźć można dążenie do osiągnięcia wewnętrznej harmonii duszy, namiętność i narodziny szlachetnych uczuć.

Ale choć topografia Wrocławia, to tylko metafora, w powieści najważniejsza jest treść zarysowana na jej tle. Książka opowiada o bezwarunkowej, wręcz obsesyjnej miłości bohatera do swojej matki. Surdykowski (gresud z PP) przedstawia kolejne etapy rozwoju losu stworzonej przez siebie postaci. Z wielką swobodą, erudycją i znajomością realiów odtwarzanych wypadków, wciąga czytelnika w swoją panoramiczną krainę fantazji. Odsłania przed odbiorcą coraz to inną kurtynę wydarzeń. Opisuje sceny powstałe z faktów i przedstawia obrazy narodzone w wyobraźni. Co uwidocznia w podtytule dzieła: „Zmyślona historia, która mogła się jednak wydarzyć”.

Autor przedstawia skomplikowane, niewesołe, w gruncie rzeczy tragiczne losy swojego bohatera i jego najbliższych. Dzieje głównej postaci tego utworu – Tońcia – dziecka dojrzałego nad wiek zderzonego z brutalnym światem „dorosłych”. Tońcio, paruletni mikrus skazany na torturę bezsilnego przypatrywania się biciu swojej mamy, jest w istocie herosem. Psychicznie i fizycznie wyprzedza swoich rówieśników, a i większość dorosłych bije na głowę swoim rozsądkiem, dojrzałością umysłu i przykładem wytrwałego ducha. Nic więc dziwnego, że nie pasuje do bojaźliwej reszty standardowego społeczeństwa, jest dla starszych „solą w oku” i odstaje od zawistnej trzody powierzchownych ludzi nienawidzącej osób postępujących przyzwoicie.

W świecie bohatera tej opowieści rzadko pomaga się zdolnym, a często promuje – bezbarwnych i charakterologicznie nijakich lizusów. Książka mówi o tym, jak wielu jest ludzi dążących do zniszczenia wybitnej jednostki, a jak mało wyciągających ku nim pomocną dłoń. Uwidacznia, jak ze  zdolnego i odznaczającego się licznymi talentami, lekko chorego dziecka „produkuje” się kalekę. To w sanatorium. W szkole zaś, jak dzięki „uśredniającej” obróbce i pedagogicznej tresurze ucznia, dzięki złośliwemu tłamszeniu jego woli, inicjatywy i osobowości – przestaje być zdolne do samodzielnego myślenia. Lecz autor pokazuje zarazem, jak człowiek o niezłomnym charakterze wyzwala się z tej hodowli potulnych miernot i podnosi się z upadku.

Myśl przewodnia stanowi główny powód mojej fascynacji. Akcja co chwilę przenosi się w inne rejony, lecz nie zbacza z wytyczonej drogi. Losy poszczególnych postaci i zdarzenia, które ich łączą, mają na siebie wzajemny wpływ. Książkę czyta się jednym tchem, bo adresat jest ciekaw dalszego ciągu. Jest urozmaicona, zaskakująca i przedstawiona plastycznie. Zalety utworu, to klarowność wielowątkowej akcji, niedzisiejsza subtelność opisów i ewidentny brak natrętnych wulgaryzmów; Czytelnik nie traci czasu na błędne domysły i może poddać się potoczystej narracji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *